Szkoła luksusem nie dla wszystkich

_MG_7162Ma na koncie kilka wielomiesięcznych pobytów na kontynencie afrykańskim. Planuje już kolejne. Z Moniką Kaczmarzyk, częstochowianką, która wspiera szkolnictwo w Ghanie, rozmawia Aleksandra Mieczyńska.

Niedawno wróciłaś z kolejnego pobytu w Ghanie. A jak trafiłaś tam po raz pierwszy?

– To było w lutym 2013 roku. Pojechałam w ramach europejskiego projektu dla nauczycieli, zatytułowanego „European Voluntary Service”. Założenia były takie, abym rozszerzyła swoje pedagogiczne doświadczenie i poznała choć trochę ten zupełnie inny od europejskiego, afrykański świat. Tamten wyjazd właściwie zapoczątkował to, co dalej zadziało się w moim życiu.

Jak ma się szkolnictwo w Ghanie do tego, co znamy z polskich szkół?

– Afryka, to jak wspomniałam, zupełnie inny od europejskiego świat. Siłą rzeczy inne jest też tamtejsze szkolnictwo. Według mnie, wymaga ono gruntownej rekonstrukcji. Nie chodzi o to, aby wyglądało to dokładnie tak, jak u nas, ale zmiany są konieczne. Choć teoretycznie istnieje tam obowiązek posyłania dzieci do szkoły, nie jest on powszechnie respektowany. To trzeba zmienić. U nas edukacja jest jednym z elementów życia każdego z obywateli, w Ghanie natomiast to luksus nie dla wszystkich.

Szkoły jednak istnieją, jakie one są?

– Są w Ghanie również szkoły prywatne, międzynarodowe, mające wysoki poziom kształcenia. Miałam okazję być wolontariuszką w takiej placówce. To jednak wyjątki potwierdzające regułę. Obraz większości szkół jest raczej kiepski i to powinno się zmienić. Chcę pomóc pokazać mieszkańcom Ghany, że wiedzę można przekazywać w ciekawy, atrakcyjny sposób, bo takiego przekonania wśród nich nie ma. Większości szkoła kojarzy się ze smutnymi, zimnymi, odpychającymi wręcz klasami. A przecież tak być nie musi. Naturalnie problemem są min. pieniądze, których tam na edukację jest raczej niewiele. To dla tego też, szczególnie w słabiej rozwiniętych rejonach, dostęp do szkolnictwa jest mocno ograniczony.

Widać, jak bardzo zależy ci, żeby swoje doświadczenia zaszczepiać na afrykańskim gruncie. Skąd u Ciebie takie emocjonalne zaangażowanie?

– Od dawna podróż do Afryki była moim wielkim marzeniem. Ponieważ zaś z zawodu jestem nauczycielem, w głębi serca zawsze zależało mi na tym, aby robić coś na rzecz drugiego człowieka.

W Polsce mamy teraz taki trend, że wielu naszych rodaków emigruje. Ja jestem jednak zagorzałą patriotką i do głowy by mi nie przyszło wyjeżdżać z kraju dla zarobku. Przyświecała mi myśl, aby swoje życie poświęcić czemuś więcej, jakiejś szczytnej idei. Muszę mieć świadomość, że to co robię, to nie jest zwykłe i szare: praca od 8.00 do 16.00, po której przychodzi się do domu i narzeka. Niestety, tak właśnie w większości funkcjonujemy. Nie twierdzę, że poczucia misji nie można realizować w Polsce, ale ja akurat znalazłam swój kawałek świata daleko stąd. Jest to ciężka miłość i kosztuje mnie dużo wyrzeczeń, ale sprawia też ogromną satysfakcję.

Jakie wymierne efekty swojej działalności w Ghanie mogłabyś wymienić?

– Podczas mojego pierwszego pobytu udało się wybudować szkołę. Teraz staraliśmy się ją wyposażyć w niezbędne materiały i troszkę zainwestować w nauczycieli. Także to nam się udało. Szkoła jest bardzo kolorowa, ale ściany zdążyły się już z czasem nieco przybrudzić, dlatego myślę o nowej akcji: „Pomalujmy szkołę w Ghanie”. Oznacza to kolejny wyjazd.

Są już konkrety?

– Wykorzystujemy różne projekty, dające fundusze, pozwalające podobną do mojej działalności kontynuować. Kolejny konkurs, którym jesteśmy zainteresowani, właśnie został rozpisany. Teraz piłeczka po mojej stronie, muszę napisać projekt, wygrać konkurs i wtedy będę mogła wyjechać. Myślę, że jest na to szansa między sierpniem a wrześniem.

Dzięki częstym twoim wyjazdom zagwarantowana jest ciągłość tego, co robisz w Afryce.

– Również o to nam chodzi, bo na przykład bez naszej pomocy tamtejsze przedszkole, które wspieramy od dawna, nie będzie miało szans na funkcjonowanie. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Jestem bardzo związana z tą placówką.

Jedną z wielu, czego dowody znaleźć można na Facebooku.

– Nie da się ukryć, że coraz częściej pojedyncze historie tamtejszych dzieci coraz bardziej wpływają na moje życie. To naczynia ściśle połączone.

Planujesz jakieś spotkanie w Częstochowie jeszcze przed wyjazdem może pokażesz jakiś slide show?

– Trochę się już ich odbyło. Żartuję, że odbywam teraz taki tour po Polsce, bo już trochę spotkań zaliczyłam na północy Polski. W Częstochowie nie padły jeszcze konkretne propozycje, sama też nie wychodzę z inicjatywą jeszcze. Na maj i czerwiec mam trochę planów, więc zobaczymy. Przed wyjazdem zawsze staram się zrobić taki slideshow na pożegnanie, gdzie mówię co udało się zrobić, a także o kolejnych planach. Jeśli będę znała jakiś konkretny termin, na pewno będą Państwo poinformowani.

Jaki był ten ostatni wyjazd?

– Ostatni mój pobyt w Ghanie trwał 8 miesięcy. Podobnie jak ostatnio, wyjechałam sama – to daje niepowtarzalną okazję do poznania samego siebie. Podczas tego pobytu pewnego razu odwiedziła mnie znajoma. Wizyta jej samej była zapowiedziana, ale przyprowadziła z sobą niezwykłe polskie małżeństwo. Para ta postanowiła przemierzyć Hamperem całą Afrykę z okazji pierwszej rocznicy ślubu. Odwiedziny miały ograniczyć się do wieczoru przy kawie i herbacie. Ci ludzie zostali jednak ze mną trzy miesiące i wnieśli swój olbrzymi wkład w pracę przedszkola. Ich postawa dodała mi też skrzydeł i wiary w to, co robię. Zostawili też trwały ślad w sercach mieszkańców wioski.

To, jak zaowocowała wizyta było praktycznie dziełem przypadku. Często wpływa on twoje życie?

– Nie wierzę w przypadki. Wszystko, co się dzieje ma swoje uzasadnienie. Kiedy przeczytałam ogłoszenie o poszukiwaniach wolontariuszy na wyjazd do Ghany, byłam w takim momencie życiowym, gdzie mogłam znaleźć pracę i zarobić trochę pieniążków, ale coś ciągnęło mnie do nieznanego afrykańskiego świata. Świadomie dokonałam wyboru. Można powiedzieć – zrządzenie losu. W życiu każdego człowieka jest taka przestrzeń do tego, żeby podejmować pewne decyzje. Ta moja afrykańska przygoda zaczęła się tak naprawdę znacznie wcześniej, niż doszło do wyjazdu. To kiełkowało we mnie już kilkanaście lat wcześniej. W sercu młodej dziewczynki pojawiło się takie pragnienie. Duże znaczenie przykładam do moich wartości i do tego, jaką rolę w moim życiu odgrywa Bóg i przeznaczenie, które z tym wiążę. W wieku trzynastu lat nie byłam gotowa na taki wyjazd, ale potem pojawiły się okoliczności, które sprawiły, że postawiłam wszystko na jedną kartę.

W Częstochowie mieszkają twoi rodzice. Jak reagują na twoje odważne decyzje?

– Wychowując nas (bo mam jeszcze dwójkę rodzeństwa) pozostawili każdemu z nas przestrzeń do tego, żeby realizować własne marzenia. Ja to nazywam dojrzałym rodzicielstwem. Mam nadzieję, że w przyszłości też mi się uda popychać moje dzieci do tego, żeby robiły odważne życiowe kroki. Jestem świadoma, że to narusza rodzicielskie poczucie bezpieczeństwa i przysparzała trochę zmartwień, ale cieszę się, że mnie na to pozwolono. Rodzice od początku mnie wspierali i teraz widzą, że to „co robię” daje mi dużo radości i satysfakcji. Cieszą się więc razem ze mną.

Dziękuję za rozmowę.

Zdjęcia pochodzą z archiwum Moniki Kaczmarzyk

 

PZ

Polityka prywatności: Redakcja czestochowskie24.pl zastrzega wszelkie prawa do portalu. Użytkownicy mogą pobierać i drukować fragmenty zawartości portalu informacyjnego czestochowskie24.pl wyłącznie do użytku osobistego. Publikacja, rozpowszechnianie zawartości niniejszego portalu lub jej sprzedaż (także framing i in. podobne metody), są bez uprzedniej pisemnej zgody redakcji zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim, ochronie baz danych i uczciwej konkurencji - będą ścigane przy pomocy wszelkich dostępnych środków prawnych.

Skip to content