Artur Warzocha: Częstochowa ma szansę stać się metropolią

O szansach, jakie niesie za sobą utworzenie uniwersytetu i województwa częstochowskiego, o wizji Częstochowy na kolejne lata oraz o planach na najbliższą kampanię samorządową – z Arturem Warzochą, kandydatem Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta miasta, rozmawia Aleksandra Mieczyńska.

– Zbliżają się wybory samorządowe. Również w Częstochowie będziemy wybierać nowe władze, w tym prezydenta miasta. Panie senatorze, będzie Pan kandydatem Prawa i Sprawiedliwości na ten urząd?
– To zależy, czy taką decyzję podejmie komitet polityczny. Na razie moją kandydaturę zarekomendował komitetowi politycznemu zarząd okręgu PiS w Częstochowie.

– Pan tę nominację przyjął.
– Tak, oczywiście.

– Z jakimi uczuciami?
– Z wielką nadzieją, że uda się przeprowadzić sprawną, wartką i merytoryczną kampanię, że uda się wygrać wybory i że uda się odsunąć od władzy w mieście obecną ekipę, na czele z Krzysztofem Matyjaszczykiem z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, prezydentem, który przez ostatnie 8 lat rządził naszym miastem wraz z zastępcami i całym „układem lewicowym”, a przez ostatnie cztery lata z koalicyjną Platformą Obywatelską. Skutki tych rządów są dla Częstochowy fatalne. Trzeba zrobić wszystko, żeby Krzysztof Matyjaszczyk tym prezydentem już dalej nie był. Zarówno on jak i jego koledzy powinni oddać władzę i przejść do historii, dlatego że Częstochowa wymaga głębokich zmian, nowego impulsu, rozwoju, poprawy jakości życia mieszkańców. Miasto powinno złapać drugi oddech, na który już od wielu lat czeka.

– Przygląda się Pan miastu teraz z zewnątrz, z perspektywy Warszawy.
– Z zewnątrz, ale nie tylko perspektywa Warszawy kształtuje mój pogląd na miasto. Podróżuję po różnych miastach, nie tylko szczebla wojewódzkiego. To są również inne miasta porównywalne, do Częstochowy, a nawet mniejsze, które świetnie się rozwijają. Widać, że są w centrum uwagi, a miejscowi włodarze otaczają je wielką troską. W Częstochowie przyjęto taką taktykę, że życie ma się jakoś toczyć, że nie można się za bardzo starać, że nie trzeba stawiać sobie ambitnych celów. Władze starają się być uprzejmi wobec różnych grup, a sam prezydent Matyjaszczyk funduje mieszkańcom „politykę uśmiechów”, z której niewiele wynika.

– Jakie cele byłyby ambitnymi, jeśli chodzi o Częstochowę?
– Ambitne cele to przede wszystkim podniesienie naszego miasta na zupełnie inny poziom cywilizacyjny. W ostatnim czasie odbyło się bardzo ważne wydarzenie. Trzeba powiedzieć, że ani obecny prezydent miasta, ani SLD, które rządzi w mieście, nie przyczynili się do tego wydarzenia w najmniejszym stopniu. Mówimy oczywiście o Uniwersytecie Częstochowskim. Walka o uniwersytet trwała od 20 lat i szczęśliwie zakończy się 1 czerwca br., bo od tej daty uniwersytet zacznie funkcjonować. Obecni i poprzedni włodarze miasta wykazali zaledwie minimum albo nie wykazali żadnego wysiłku, żeby wspierać działania na rzecz utworzenia uniwersytetu. Uczelnia, jaką jest Akademia im. Jana Długosza, przekształcona niebawem w Uniwersytet Częstochowski, nie otrzymywała praktycznie żadnego wsparcia ze strony samorządu lokalnego. Jeżeli działo się coś dobrego na rzecz powstania uniwersytetu, to miało to miejsce w latach 2006-2007, kiedy rządziło PiS. Miałem to szczęście, że byłem wtedy wicewojewodą śląskim. Z posłem Szymonem Giżyńskim i pozostałymi parlamentarzystami PiS udało nam się przeforsować taki pomysł, żeby ze środków unijnych i ze środków Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego wybudować bardzo ważne obiekty, jakim są gmachy Wydziału Nauk Społecznych i Akademickiego Centrum Sportu, których wybudowanie było argumentem do tego, żeby dzisiaj móc powołać uniwersytet. Później nastały lata marazmu. Owszem, wykonano modernizację jednej z auli w latach rządów Platformy Obywatelskiej, ale wtedy toczyła się walka o utrzymanie pozycji Akademii im. Jana Długosza, tak aby nie zdegradować jej do roli szkoły zawodowej. Wtedy posłowie PO co najwyżej zabiegali o to, żeby akademii nie odebrano należnych jej środków.

– Uważa Pan, że to było minimum tego, co mogli zrobić?
– Jako posłowie opcji rządzącej mogli zrobić więcej. Nikt nikomu nie zabraniał starać się o to, żeby w naszym mieście powstał uniwersytet. Od 2015 r. nastały lata rządów Prawa i Sprawiedliwości i mamy uniwersytet, ale tutaj szacunek za wielki wysiłek trzeba oddać przede wszystkim kadrze naukowej i dydaktycznej Akademii im. Jana Długosza. Starania o utworzenie uniwersytetu trzeba było koordynować na szczeblu rządowym i my to zrobiliśmy. W tym czasie samorząd częstochowski przeznaczał na naukę i szkolnictwo wyższe jakieś minimalne środki z budżetu miasta.

– Mówimy o mieście, które chce zatrzymać młodych ludzi. Przynajmniej takie są deklaracje jego włodarzy.
– Tu pojawia się pytanie, czy obecne władze Częstochowy rzeczywiście chcą zatrzymać mieszkańców, bo jeżeli rocznie z miasta wyjeżdża ich 2500, to oznacza, że degradacja miasta następuje w zatrważająco szybkim tempie. Największym potencjałem miasta nie są drogi, infrastruktura, budynki, ulice, szkoły tylko mieszkańcy, którzy powinni mieć tutaj po co żyć. Wielu z nich nie widzi sensu pozostania w mieście, więc corocznie ubywa ich 2500.

– Rozumiem, że Pan, jako kandydat na prezydenta miasta, ma pomysł na to, żeby zatrzymać młodych ludzi w Częstochowie, ale chodzi też o to, żeby tych ludzi tutaj przyciągnąć. z innych miast.
– Tak jest wszędzie, nawet jeżeli na początku uniwersytet ma wymiar lokalny tzn. jeżeli studiują na nim osoby, które mieszkają w najbliższym otoczeniu, czyli w sąsiednich powiatach czy województwach, bo tak rzeczywiście jest z uniwersytetami przymiotnikowymi. Ten zasięg oddziaływania na kolejne środowiska potencjalnie zainteresowane młodzieżą powiększa się. Wiem, że przystępuje się teraz bardzo poważnie do otwarcia wydziału lekarskiego. Jeżeli więc nasz uniwersytet będzie się rozwijał, jeżeli będą tworzone nowe wydziały, to nie braknie osób zainteresowanych studiowaniem w Częstochowie. Jeżeli uniwersytet będzie zwiększał zasięg w kontekście współpracy zagranicznej, to będziemy mogli pozyskiwać kolejnych studentów z zagranicy, a o to nam też chodzi. Jeżeli uniwersytet rozwinie się w pewnych obszarach badań naukowych i kształcenia, to oczywiście znajdą się chętne osoby, które przyjadą na studia do Częstochowy i być może zostaną w mieście. Chodzi o to, żeby Częstochowa przestała pełnić rolę – proszę wybaczyć określenie – „powiatowego przysiółka”. Widzę, że działania, które podejmują obecne władze miejskie, a właściwie działania, których zaprzestają, prowadzą właśnie do czegoś takiego. Nie wiem, czy to jest zamierzone czy nie, ale tak się dzieje. Miasto powinno się rozwijać. Do tego dochodzi jeszcze kwestia województwa. Czy rozwijające się miasto uniwersyteckie może nie być miastem wojewódzkim? Jeżeli Częstochowa, ponad dwustutysięczne miasto, myśli ambitnie o swoim rozwoju, to trzeba również myśleć o utworzeniu województwa częstochowskiego i tę obietnicę wyborczą z 2015 r. zamierzamy podtrzymywać i zrealizować.

– Kiedy?
– Postaramy się doprowadzić do tego, żeby na czas kolejnej kadencji rządów padło pewne zobowiązanie. To można przeprowadzić również drogą formalną, ale o szczegółach nie mogę jeszcze mówić. Chcemy, żeby padła jasna deklaracja, że w następnej kadencji to województwo powstanie. Ono będzie wiążące dla tej opcji, która wygra następne wybory, ale oczywiście mamy nadzieję, że Prawo i Sprawiedliwość utrzyma rządy po wyborach w 2019 r., bo odnosimy sukcesy i mamy się czym chwalić, jeżeli chodzi o sprawowanie władzy w kraju.

– Uniwersytet w Częstochowie to już fakt. 1 czerwca Akademia im. Jana Długosza zmieni szyld, ale to nie jedyna ważna sprawa dla miasta. Życie toczy się również na innych poziomach, poczynając od infrastruktury drogowej aż po sprawy społeczne.
– Najważniejszą sprawą jest poziom życia mieszkańców, a ten jest dramatycznie słaby.

– Czy to jest Pana subiektywne przekonanie czy mówimy o pewnym porównaniu z innymi miastami?
– Mówimy o oficjalnych wskaźnikach. Z jednej strony Częstochowa występuje w dziwnych rankingach, które świadczą o tym, że w przeliczeniu na jednego mieszkańca w naszym mieście jest najwyższy odsetek multimilionerów czy nawet multimiliarderów. Z drugiej strony rynek pracy jest w Częstochowie bardzo słaby i oferuje niskie zarobki, co z kolei zniechęca młodych ludzi do pozostania w mieście. Młody człowiek, który kończy studia, staje przed dylematem: chciałby wrócić do rodzinnego miasta, bo Częstochowa jako ośrodek miejski ma pewne parametry wielkomiejskie. Jest rozległym miastem, licznym pod względem mieszkańców, 13. w Polsce pod względem wielkości. W mieście są teatr, filharmonia, kina, galeria handlowa, czyli infrastruktura, której nie musimy się wstydzić. Z drugiej strony, jeżeli dwudziestoparolatkowie chcieliby założyć tutaj rodziny i rozpocząć samodzielne życie, to jest im niezwykle ciężko. Trzeba przecież kupić mieszkanie, znaleźć dobrze płatną pracę, uwzględnić wszelkie koszty i tu zaczynają się schody.

– Jakie ma Pan pomysły na zmianę tej sytuacji?
– Przede wszystkim trzeba przełamać impas gospodarczy, który trwa od wielu lat. Ma to związek z utratą przez Częstochowę statusu miasta wojewódzkiego, kiedy to nastąpił naturalny odpływ instytucji i oddziałów szczebla wojewódzkiego. To był przełom lat 90-tych i pierwszej dekady XXI w., kiedy wszystko zaczęło się załamywać, ale ten proces nadal postępuje. Później potencjalni przedsiębiorcy, którzy mogliby otwierać tu fabryki dające miejsca pracy, przenosili swoją działalność do innych miast. Silną konkurencję stanowi dla nas Górny Śląsk, szczególnie aglomeracja śląska. Warto poruszyć tu też kwestię administracji. Ludzie zżymają się na to, bo administracja jest utrzymywana z podatków, a to drenuje nasze kieszenie. Z drugiej jednak strony, kiedy siedziba administracji jest blisko przedsiębiorców, to służy im w naturalny sposób. Dlatego rynek pracy zupełnie inaczej rozwija się w szesnastu miastach wojewódzkich, a nie rozwija się tak dynamicznie w miastach powiatowych.

– Tu powraca temat województwa…
– Nie chodzi o to, żeby powołać województwo jako sztukę dla sztuki, ale trzeba sobie również uświadomić, jakiego rzędu środki idą w ślad za tym. Częstochowa, oficjalnie 220-tysięczne miasto, jest utrzymywane tylko z budżetu gminy, podczas gdy miasta wojewódzkie mają wiele innych źródeł dofinansowania. My musimy to miasto, rozpostarte na blisko 160 km kw., utrzymać tylko ze środków z budżetu gminy, czyli z własnych wypracowanych środków i z podatków.

– Częstochowa nie poradzi sobie bez odzyskania statusu miasta wojewódzkiego?
– Poradzi sobie, ale proces degradacji miasta będzie postępował. Aby ten regres powstrzymać i aby nastąpił rozwój miasta, musimy zmienić jego status. Mówiąc brzydko, musimy „wykroić” 10 tys. km powierzchni wokół Częstochowy, wraz z Częstochową, żeby powstało województwo. Mamy na to pomysł. Byłoby to województwo inne niż większość pozostałych. Poseł Szymon Giżyński określa je mianem województwa „bez peryferii”. Musimy zaproponować wszystkim miastom i regionom, które zechcą przyłączyć się do województwa częstochowskiego, egzystencję w jego ramach na równych prawach.

– Jeżeli to się nie uda?
– To musi się udać. Dzisiaj duże ośrodki, które mogą utracić pewien obszar, prowadzą działania lobbingowe, bo wiedzą, z czym wiąże się taka utrata. Powstanie nowego województwa wiąże się z „okrojeniem” kilku już istniejących, ale tego nie robi się w formie referendum czy ankiety, dlatego że trzeba podjąć pewną polityczną decyzję, tak jak uczyniono to w 1998 r., kiedy bez pytania Częstochowy o zgodę zlikwidowano województwo częstochowskie.

– Pomysł na Częstochowę musi być spójny od początku do końca. Wspomnieliśmy o poziomie życia mieszkańców i o uniwersytecie. Gdzie jeszcze widzi Pan niewykorzystane możliwości miasta, które chciałby Pan uruchomić?
– Powinniśmy mocno wypromować się w Polsce. Mamy ogromny potencjał. Jesteśmy bardzo dobrze znani w świecie, ale w Polsce już niekoniecznie. Nawet w skali Europy niewiele jest miast, które rocznie odwiedza blisko 5 mln gości. W przypadku Częstochowy mam na myśli zarówno pielgrzymów jak i turystów. To jest bardzo ważny atut, którego, moim zdaniem, miasto nie wykorzystuje. Przy okazji każdej kolejnej kampanii wyborczej pada pytanie: co zrobić, żeby zatrzymać na dłużej pielgrzymów i turystów, którzy przyjeżdżają na chwilę na Jasną Górę? Kiedy ktoś pyta ich, co oprócz Jasnej Góry widzieli w Częstochowie, o odpowiedź jest ciężko.

– W takim razie trzeba by chyba ruszyć z zakrojoną na wielką skalę kampanią informacyjną i reklamową?
– Oczywiście. W 2014 r. w trakcie kampanii przed wyborami samorządowymi, którą przegrałem o włos, używając hejtu i wyśmiewając moje pomysły różnego rodzaju, poruszano również ten wątek. Nie chodzi o to, żeby dzisiaj przedstawić jakiś konkretny pomysł. Trzeba przygotować spójny plan promocyjny i inwestycyjny, tak żeby Częstochowa miała atrakcyjne propozycje, również oprócz Jasnej Góry. Każdy nasz rodak, który mieszka za granicą, odwiedził w Polsce przynajmniej trzy miasta: Warszawę, Kraków i Częstochowę. O pozostałych słyszał niewiele. Nasi partnerzy zagraniczni również doskonale znają Częstochowę. Czasami wymieniają ją przed Krakowem, ponieważ jest bardziej znana w świecie, a w Polsce niestety nie. Musimy więc zrobić wszystko, żeby przygotować się również pod kątem inwestycyjnym i żeby tych gości zatrzymać na dłużej. Moi znajomi, którzy przyjeżdżają na Jasną Górę i chcą zostać w Częstochowie przez 2-3 dni, twierdzą, że miasto nie ma im niczego do zaoferowania. W trakcie szczytu pielgrzymkowego, który stanowi apogeum ruchu turystycznego w mieście, moi znajomi próbują zorientować się, korzystając z internetu, czy w Częstochowie są wtedy organizowane jakieś ciekawe, ambitne imprezy, czy jest przygotowana jakaś sensowna oferta kulturalna czy sportowa. Niestety to, co im się proponuje jest na lichym, ocierającym się o amatorszczyznę, poziomie..

– Tych imprez nie brakuje w czasie wakacji i nie tylko. Może potrzeba informacji, żeby je rozpropagować?
– Ta oferta nie jest skierowana do gości. Ludzie, którzy przyjeżdżają z zewnątrz, nie są zainteresowani tym, żeby pójść na Plac Biegańskiego i posłuchać zespołu z Częstochowy lub innego polskiego miasta.

– Co byłoby dla nich atrakcyjne?
– Oni chcieliby odwiedzić jakąś ciekawą, przygotowaną specjalnie dla gości z zewnątrz instytucję bądź wziąć udział w jakimś wielkim wydarzeniu plenerowym, które będzie nawiązywać do naszego miasta, które przedstawi jego historię i które będzie zaprezentowane w atrakcyjnej formie, na najwyższym światowym poziomie. Takiej propozycji nie ma, a to jest moim zdaniem pomysł na zatrzymanie turystów i na to, żeby miasto odniosło z tego korzyść, bez zakłócania harmonii pomiędzy miastem a Jasną Górą, która jest tutaj bardzo ważnym partnerem. Konieczna jest współpraca.

– Dziękuję za rozmowę.

Foto: www.arturwarzocha.pl

czestochowskie24

Polityka prywatności: Redakcja czestochowskie24.pl zastrzega wszelkie prawa do portalu. Użytkownicy mogą pobierać i drukować fragmenty zawartości portalu informacyjnego czestochowskie24.pl wyłącznie do użytku osobistego. Publikacja, rozpowszechnianie zawartości niniejszego portalu lub jej sprzedaż (także framing i in. podobne metody), są bez uprzedniej pisemnej zgody redakcji zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim, ochronie baz danych i uczciwej konkurencji - będą ścigane przy pomocy wszelkich dostępnych środków prawnych.

Skip to content