SAM_5664web

Dla wielu nauczycieli maj jest miesiącem, kiedy ważą się ich zawodowe losy. Do końca kwietnia dyrektorzy placówek mieli czas, by przedłożyć organom prowadzącym projekty arkuszy organizacyjnych. Teraz wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast decydują ilu nauczycieli musi stracić pracę, by zredukować dziury w budżecie. Arkusze są zatwierdzane do końca maja.
Przygotowanie projektu arkusza organizacyjnego to jeden z najistotniejszych obowiązków ciążących na dyrektorach placówek oświatowych. Wielu z nich prace nad dokumentem, który obowiązywać ma od 1 września rozpoczyna już w marcu. Do końca kwietnia bowiem założenia należy przedłożyć organowi prowadzącemu, który z kolei na naniesienie swoich poprawek i akceptację dokumentu ma czas do końca maja.
Papierowe plany
Arkusz organizacji jest podstawowym dokumentem planistycznym każdej szkoły. Dyrektor określa w nim szczegółową organizację nauczania, wychowania i opieki w nadchodzącym roku szkolnym. Mówiąc bardziej obrazowo zapis w arkuszu decyduje ilu pracowników zatrudniać będzie szkoła i ile godzin zajęć przypadnie w udziale poszczególnym nauczycielom. Inne dane, zawarte w dokumencie, to min. liczba uczniów, czy ilość oddziałów. Nic więc dziwnego, że wielu nauczycieli oczekując na zatwierdzenie arkuszy przez włodarzy gmin i miast drży o swoją przyszłość. Wójtowie, burmistrzowie i prezydenci mają bowiem spore możliwości decyzyjne i niejednokrotnie mając na uwadze przede wszystkim względy budżetowe są w stanie dyrektorskie projekty wywrócić do góry nogami i mocno „odchudzić” np. przez redukcję etatów. Na podstawie danych, którymi dysponuje, każdy z dyrektorów placówek oświatowych określa zapotrzebowanie na kadrę pedagogiczną i przydziela zadania nauczycielom, a organ prowadzący szacuje wysokość środków niezbędnych do funkcjonowania szkoły. Dopiero zatwierdzony arkusz organizacji szkoły pozwala dyrektorowi na ustalenie zarówno oferty edukacyjnej dla uczniów, jak i stanu zatrudnienia kadry pedagogicznej. Dlatego procedura zatwierdzania arkusza organizacji szkoły musi bezwzględnie zakończyć się do 30 maja. Jest to szczególnie ważne w sytuacji, gdy zmniejszany jest stan zatrudnienia nauczycieli – rozwiązanie stosunku pracy z nauczycielem z przyczyn organizacyjnych następuje z końcem roku szkolnego, ale wypowiedzenie należy doręczyć mu trzy miesiące wcześniej, a więc przed końcem maja. Sytuacje takie w ostatnich latach mają miejsce niejednokrotnie w całym kraju, a Częstochowa i okolice nie są na tym polu wyjątkiem.
Cięcia muszą być
W wielu gminach powiatu niekorzystna demografia urodzeń dzieci skłania lokalne samorządy do szczegółowej oceny sytuacji organizacyjnej i finansowej na najbliższe lata. Niekorzystnego wskaźnika urodzeń dzieci nie da się zmienić z dnia na dzień. Choć nie zależy to wyłącznie od lokalnego samorządu, to jednak zadaniem zasadniczym, za który odpowiadają władze jest utrzymanie płynności finansowej oświaty a poprzez to pośrednio całej gminy. Wymusza to tak niepopularne decyzje, jak zwalnianie nauczycieli, łączenie szkół i klas, czy w wielu przypadkach wręcz likwidację placówek. Wysoki koszt utrzymania to najpopularniejszy argument, jakiego używają samorządy wobec postępującego niżu demograficznego. W Częstochowie wciąż jeszcze nie umilkły echa oświatowej rewolucji, jaką miejskiej oświacie zafundowali nie tak dawno włodarze. Okres po wyborach samorządowych jest czasem, kiedy cięcia w oświacie są szczególnie popularne. Zmieniają się przecież władze, które niejednokrotnie mają inną wizję prowadzenia lokalnej polityki, niż poprzednicy. Poza tym funkcjonuje opinia, że drastyczne decyzje najlepiej podejmować na początku kadencji, bo istnieje możliwość, że przed kolejnymi wyborami rany się zabliźnią, a wyborcy zdążą zapomnieć ewentualne krzywdy sprzed kilku lat. Wydaje się, że fala zjawiska nieco już osłabła, choć wciąż w całym kraju takie przypadki nie są rzadkością. Od 2008 r. do 2012 r. gminy zlikwidowały 856 podstawówek i 88 gimnazjów. W tym czasie szkół tak naprawdę zniknęło więcej, tylko że wiele z nich, np. w Poznaniu, likwidowano przez wygaszanie, tzn. ograniczano im nabór w kolejnych latach, tak że np. gimnazjum po trzech zostawało puste. Już suche statystyki muszą robić wrażenie, a trzeba pamiętać, że każdy pojedynczy przypadek składający się na powyższe liczby, to spore zamieszanie wśród lokalnych społeczności, najczęściej zmieniające zasady funkcjonujące w ich życiu na przestrzeni wielu lat.
Prognozy bliższe i dalsze
Jeśli chodzi o rok szkolny 2015/2016, to samorządy które nie podjęły kroków mających na celu likwidację szkół już na początku roku, są zmuszone odłożyć takie plany na później. Wymogi proceduralne są tu bezwzględne i jasno sprecyzowane – pierwsze decyzje muszą oficjalnie zapaść na wiele miesięcy przed nowym rokiem szkolnym. Teraz jest już na to zwyczajnie za późno. Nie za późno jest natomiast na cięcia mniej drastyczne, nie wywołujące tak wielkich emocji w lokalnych społecznościach, ale bardzo bolesne szczególnie dla nauczycieli. Samorządy szukając oszczędności prześcigają się w przeprowadzaniu reform oświaty. Na różne sposoby starają się obejść ograniczającą je Kartę nauczyciela, min. zamieniając szkoły publiczne w niepubliczne. Takie rozwiązanie wprowadził w życie choćby podczęstochowski Przyrów. Uboższe samorządy, których nie stać na prowadzenie szkół, niejednokrotnie tną koszty, zatrudniając nauczycieli na umowach śmieciowych. Zamiast stołówek wprowadzają katering, zamiast stróżów – kamery. Redukują liczbę sekretariatów, sprawdzają skrupulatnie prawo nauczycieli do urlopu zdrowotnego. Od cięć kosztów nie ma odwrotu – wydatki oświatowe pożerają dziś nawet 70 proc. budżetów gmin. W tej sytuacji sprawą priorytetową powinno być urealnienie subwencji oświatowej. Praktykowane bowiem obecnie wymuszanie na samorządach niepopularnych i nie przynoszących nic dobrego także uczniom decyzji, jest bowiem nie tylko nieetyczne, ale i mocno szkodliwe. Niekoniecznie lekarstwem w tym przypadku mogą okazać się plany Ministerstwa Edukacji likwidacji Karty Nauczyciela po nadchodzących wyborach prezydenckich. W opinii zwolenników takiego rozwiązania miałoby to być sposobem uleczenia wszystkich bolączek oświaty i odpowiedzią na potrzeby rodziców. Trudno jednak w to uwierzyć, zwłaszcza że prognozy Głównego Urzędu Statystycznego dają mocno do myślenia. Ich analiza potwierdza, że w niektórych dziedzinach życia już wkrótce czeka nas drastyczny podział na Polskę „A” i „B”. Polegać będzie to na tym, że biedniejsze województwa będą się szybciej wyludniać (prognoza uwzględnia zarówno dzietność, jak i migracje rodzin). Wersja pesymistyczna zakłada, że poskutkuje to następująco: do końca 2030 roku zostanie zlikwidowanych nawet 1680 podstawówek i 800 gimnazjów, a w Polsce „B” nawet w miastach wojewódzkich nie uda utrzymać się obecnej liczby szkół. Kwestią otwartą pozostaje, co będzie dalej i jakie mogą być tego konsekwencje.
Adam Jakubczak

czestochowskie24

Polityka prywatności: Redakcja czestochowskie24.pl zastrzega wszelkie prawa do portalu. Użytkownicy mogą pobierać i drukować fragmenty zawartości portalu informacyjnego czestochowskie24.pl wyłącznie do użytku osobistego. Publikacja, rozpowszechnianie zawartości niniejszego portalu lub jej sprzedaż (także framing i in. podobne metody), są bez uprzedniej pisemnej zgody redakcji zabronione i stanowią naruszenie ustaw o prawie autorskim, ochronie baz danych i uczciwej konkurencji - będą ścigane przy pomocy wszelkich dostępnych środków prawnych.

Skip to content