Wojciech Okińczyc: – W Rakowie najważniejszy spokój

10952204_903288619694836_2085040634_n

W rundzie jesiennej piłkarze Rakowa w wielu meczach mieli problemy ze zdobywaniem goli. W celu poprawienia formacji ofensywnej w zimowej przerwie sprowadzono na Limanowskiego Wojciecha Okińczyca. 29-latek z Zielonej Góry był królem strzelców poprzedniego sezonu drugiej ligi. W Rakowie zaczął strzelać od… pierwszego sparingu. Zapraszamy do przeczytania rozmowy, której udzielił nam po sobotniej (24.01) grze kontrolnej z Odrą Opole.

Panie Wojtku, pierwsza gra w barwach Rakowa za panem. Najpierw ustalmy ile bramek pan strzelił, bo wśród widzów były wątpliwości co do tej pierwszej…
– A ile wpisano do relacji?

Wpisaliśmy dwie na pana konto.
– To dobrze, budujmy morale od początku (śmiech). Ja tę piłkę wepchnąłem do siatki, nie było spalonego, choć podejrzewam, że gdybym jej nie dotknął to też by wpadła.

Pierwsza aklimatyzacja w Częstochowie już za panem. Była już szansa zwiedzić trochę miasto?
– Na razie za dużo wolnego czasu nie mamy, treningów jest naprawdę sporo. Cieszę się, że załatwiłem już wszystkie sprawy związane z przeprowadzką i mogę się skupić na przygotowaniach. Na miasto przyjdzie czas później.

W klubie nikt tego na razie  głośno nie mówi, ale ściągając takich zawodników jak pan, czy wcześniej Dariusz Pawlusiński na pewno chce się walczyć o jak najwyższe cele. Wierzy pan, że Raków mógłby awansować do pierwszej ligi już teraz?
– Ja wolę być ostrożny z takimi deklaracjami. Musimy skupić się przede wszystkim teraz na ciężkiej pracy treningowej. Trener dopiero nas poznaje, obserwuje, wyciąga wnioski i buduje drużynę na mecze ligowe. Na pewno potrzebujemy zgrania i zobaczymy co z tego wyjdzie. Jesteśmy dobrej myśli, ale nie chcemy sobie stawiać celów, które mogłyby nas paraliżować na boisku. Będziemy mobilizować się na każde pojedyncze spotkanie, tak aby je wygrać. Wtedy będzie na pewno dużo łatwiej.

Raków od 15 sezonów nie występował w wyższej lidze niż trzecia klasa rozgrywkowa. Po latach posuchy, od niedawna zaczyna być jednak coraz lepiej postrzegany z nadziejami na wybicie się na wyższy poziom. Jak pan ocenia profesjonalizm częstochowskiego klubu?
– Od samego początku, jak przyszedem widziałem w działaczach i wszystkich osobach związanych z klubem duże zaangażowanie w to co robią. To też był jeden z argumentów, po którym zdecydowałem się na podpisanie kontraktu. Oczekiwania czestochowian na awans na pewno są ogromne, zdaję sobie z tego sprawę. Byłem już w klubie z Bydgoszczy, gdzie na awans też czekano bardzo długo i wiem jak to działa. Najważniejszy w realizacji celów jest spokój.

Który moment z dotychczasowej kariery najbardziej panu utkwił w pamięci?
– Myślę, że zawsze ten pobyt w domu, czyli w Zielonej Górze będę wspominał najlepiej. Zarzekałem się, że nie chcę już nigdzie wyjeżdżac w dalsze wojaże. Okazało się jednak, że jest duże zainteresowanie moją osobą i jestem teraz w Rakowie. Na pewno miłym momentem kariery był także ten w Zawiszy Bydgoszcz, z którym udało się wywalczyć awans. Moja narzeczona pochodzi z Bydgoszczy, mam tam wielu przyjaciół, dlatego też wspominam to bardzo fajnie.

Jak wygląda obecnie stan piłki nożnej w Zielonej Górze? Nie ma co ukrywać, że tam liczy się przede wszystkim żużel.
– To prawda. W ostatnim czasie piłka zaczynała wyglądać coraz lepiej, ale niestety jest to ciągła walka z wiatrakami. Nie ma się co oszukiwać – w Zielonej Górze piłka nie przebije żużla, czy koszykówki. Brakuje przede wszystkim funduszy i zainteresowania kibiców. Nadzieję może dawać klub, który powstał tam niedawno i jest filią żużlowego Falubazu. Ta nazwa może podziałać na wyobraźnię kibiców. W tej chwili są oni na pierwszym miejscu w czwartej lidze i mają ambitne plany piąć się wyżej. W Zielonej Górze wychowało się naprawdę sporo dobrych piłkarzy, którzy do dziś grają w ekstraklasie.

W środę (28.01) rozegracie kolejne spotkanie kontrolne, tym razem z pierwszoligowym GKS-em Katowice. O dwie bramki może być tym razem trudniej.
– No zobaczymy. Ja wychodzę z założenia, że okres przygotowawczy ma nas jak najlepiej przygotować do ligi, a wyniki są nieważne. Wszyscy wtedy bardzo ciężko trenują i trudno wymagać od zawodników jakiegoś super przygotowania stricte piłkarskiego. Zagramy z drużyną, która gra ligę wyżej, może to być jakaś delikatna naszych umiejętności, ale myślę, że to jeszcze za wcześnie na oceny.

Rozmawiał Mariusz Rajek / zdj. rksrakow.pl

Skip to content