fot. rakow.com

Raków nie zwalnia tempa i zalicza kolejny triumf w PKO Ekstraklasie. Łupem czerwono-niebieskich padł tym razem beniaminek, Stal Mielec. Podopieczni Marka Papszuna nie mieli łatwej przeprawy, bo mielczanie mocno postawili się liderowi ligi. Ostatecznie górą był Raków, który zwyciężył na „własnym”, bełchatowskim terenie 2:1. Częstochowianie mają na koncie już 19 pkt. i powoli zaczynają urywać się „peletonowi”.

Raków nie może być przyzwyczajony do grania w roli faworyta, częstochowianie przecież dopiero 2. sezon grają w najwyższej klasie rozgrywkowej po wielu latach przerwy. Taka sytuacja, z racji stabilnych dobrych wyników czerwono-niebieskich, może następować coraz częściej. Nie inaczej było w niedzielę, kiedy na boisko lidera przyjechał beniaminek rozbity ostatnią sromotną porażką z Wisłą Kraków.

Częstochowianie unieśli presję i początek spotkania należał do nich. Raków starał się układać ataki pozycyjne, choć Stal Mielec z minuty na minutę czuła się w Bełchatowie coraz lepiej. Marek Papszun zaczyna mieć problem bogactwa wśród ofensywnych pomocników. W czasie nieobecności Marcina Cebuli świetnie do drużyny wprowadził się Ivi Lopez. To właśnie hiszpan po podaniu z prawej strony skierował piłkę do siatki. Strzał nie był może wybitnie silny, ale bardzo precyzyjny i Strączek nie miał szans. Po stracie bramki swojej szansy szukali coraz częściej mielczanie, ale wynik do przerwy nie uległ zmianie.

Zawodnicy obu drużyn po odświeżeniu przez trenerów założeń taktycznych wyszli na boisko z dużym animuszem. Bramka wisiała w powietrzu. W powietrzu zawisła też piłka uderzona z rzutu wolnego przez Iviego Lopeza w 66. minucie. Z tym, że futbolówka uderzona przez Hiszpana w końcu zaczęła spadać i to tak, że zatrzepotała w siatce, będąc najpiękniejszą bramką kolejki, o ile nie tego sezonu. Uderzenie zawodnika z Półwyspu Iberyjskiego było najwyższej urody. Raków po strzeleniu drugiego gola zaczął przeważać i miał szansę, aby „zamknąć mecz”. Stało się jednak coś dokładnie odwrotnego i po niefrasobliwości Tomasa Petraska i Maciej Wilusza to goście strzelili bramkę kontaktową. Dokonał tego dobrze znany częstochowianom Maciej Domański. W końcówce znów w swoje szanse uwierzyli mielczanie i Raków musiał się momentami dość dramatycznie bronić, ale wynik nie uległ zmianie.

Zwycięzców się nie sądzi i Raków pomimo tego, że końcówkę tego spotkanie sam niepotrzebnie sobie skomplikował, dopisuje do tabeli kolejne trzy punkty. O Marku Papszunie i jego podopiecznych można pisać w samych superlatywach i na ten moment wykonują oni pewnie 300% zakładanego celu. Raków prowadzi w tabeli z 19. pkt. Okazja do kolejnych emocji już w piątek, kiedy to Raków powalczy w Fortunie Pucharze Polski z Termalicą Bruk-Bet Niecieczą.

Raków Częstochowa – Stal Mielec 2:1 (1:0)
Raków: Szumski – Petrasek, Wilusz, Piątkowski, Tudor, Sapała, Ivi Lopez (88. Szelągowski), Poletanović (73. Schwarz), Tijanić (88. Malinowski), Kun, Gutkovskis (81. Zawada)
Stal: Strączek – Getinger (46. Flis), Żyro, Kościelny, Stasik (77. Sus), Urbańczyk, Domański, Tomasiewicz, Pawłowski (61. Forsell), Dadok (72. Wróbel), Prokić (72. Tomczyk)
Gole: Ivi Lopez (27., 66.) – Domański (77.)
Żółte kartki: Sapała (38.), Petrasek (94.) – Getinger (42.), Stasik (46.)
Skip to content