Nie tylko solarigrafia – wywiad z Piotrem Krasem

0001

Fotografia w życiu Piotra Krasa jest – chyba – na pierwszym miejscu. Fotografia bardzo szeroko rozumiana. Piotr podgląda fotograficznie przede wszystkim ludzi, a w solarigrafii siłą rzeczy miejsca. Niedawno kupił stary aparat Smiena – razem z kliszą, którą wywołał, a teraz trwają poszukiwania ludzi, którzy zostali na zdjęciach sprzed lat utrwaleni. Z Piotrem Krasem rozmawiała Aleksandra Mieczyńska.

Znany jesteś jako fotograf, wiadomo – na pewno w kręgu wtajemniczonych – że robisz bardzo szczególne zdjęcia – techniką, sposobem – czymś, co nazywa się solarigrafią. Jak to się stało, że zacząłeś w ten sposób fotografować?
– Do solarigrafii dojrzewałem. Obserwowałem tę technikę od kilku lat i w końcu postanowiłem spróbować. W Częstochowie kilka osób przede mną zajmowało się tą techniką. Asia Sidorowicz i Marcin Opałczyński udzielili mi pierwszych wskazówek i rad, by uniknąć pierwszych błędów. I ruszyłem. Dosyć ostro…

Dosyć ostro, bo tych zdjęć robisz dużo. Na czym polega solarigrafia?
– To bardzo prosta metoda. W skrócie można powiedzieć, że jest to utrwalanie obrazu na papierze fotograficznym za pomocą camery obscury.

Czy tego typu aparat może zrobić w domu każdy?
– Tak. Wystarczy pudełko po kawie lub po jakimś napoju w puszce aluminiowej, papier fotograficzny, taśma klejąca i folia aluminiowa. To są podstawy, od których można zacząć. Są też oczywiście bardziej skomplikowane konstrukcje o różnych kształtach, dostosowane do terenu, żeby ten aparacik można było ukryć.

Taka puszka zawieszona na drzewie budziłaby spore zainteresowanie…
– Tak, tym bardziej, że powinna wisieć około pół roku, więc musi być dobrze ukryta.

Zdarza się, że puszki-aparaty znikają?
– Zdarza się, ale już coraz rzadziej. Doszedłem do wprawy w ich ukrywaniu (śmiech).

Czy zdjęcie, które powstaje, jest dla ciebie niespodzianką, czy wiesz mniej więcej, czego się spodziewać?
– Staram się dojść do perfekcji, żeby efekt był przewidywalny, ale jak w każdym rodzaju fotografii, a w tym przypadku jeszcze bardziej, nie da się wszystkiego przewidzieć. Z tym zdjęciem po pół roku może stać się wszystko, na przykład spleśnieje albo jakiś ptak się dobierze do tego. Ludzie też bardzo się tym interesują. Ostatnio miałem puszkę, do której nikt nie potrafił dojść, tak wysoko była powieszona. Ktoś ją zestrzelił z wiatrówki.

W jaki sposób zamontowałeś ją tak wysoko?
– Zazwyczaj drabina wystarcza…

Kiedy montujesz aparaty? W nocy, wieczorami?
– Bardzo różnie. W niektórych miejscach w ciągu dnia, w niektórych w nocy.

A jak już ktoś będzie wiedział, jak się do solarigrafii przygotować, zawiesi taki aparat, po pół roku czy kilku miesiącach go zdejmie, to co ma zrobić z tym, co w środku?
– Bardzo dużo informacji można znaleźć w Internecie, np. na stronie solarigrafia.pl, tam jest opisane wyczerpująco, jak stworzyć swój aparat. Warto o tym poczytać, bo ciężko jest w skrócie to opisać. Zdjęcia się nie wywołuje, ono jest już praktycznie gotowe. Wystarczy zeskanować, odwrócić kolory i strony. Trzeba je trzymać w ciemności, żeby nie ściemniało.

Niedawno było takie spotkanie w Częstochowie poświęcone solarigrafii, w ramach projektu „Aleje tu się dzieje!”. Byłam zdumiona liczbą osób, które przyszły na to spotkanie i tych, które zostały, żeby się dowiedzieć szczegółów, jak to robić. Też byłeś zaskoczony?
– Szczerze mówiąc, bardzo byłem zaskoczony. Liczyłem na dwadzieścia, trzydzieści osób, a było ogromne zainteresowanie. Byłem w szoku. Około trzydziestu osób zostało na warsztatach.

I trudno było się rozejść. W końcu Odwach musiał być zamknięty i to był chyba jedyny powód zakończenia spotkania…
– Tak, warsztaty skończyliśmy o wpół do dwunastej dopiero, a potem poszliśmy na prywatne spotkanie. Marek Jasiński został też na drugi dzień, który był również bardzo owocny.

Masz zwrotne informacje od osób, które były na warsztatach? Próbują pracować sami, robią coś?
– Tak, utrzymuję kontakt z kilkoma osobami. Jedna dziewczyna z Częstochowy wciągnęła się i działa. Jak na kilka pierwszych puszek ma naprawdę super efekty

Ale nie tylko solarigrafia jest w obszarze twoich zainteresowań. Robisz zdjęcia codziennie. Niedawno udało ci się także nabyć drogą kupna stary aparat fotograficzny z bardzo starym filmem w środku. Wywołałeś te zdjęcia. Opowiedz o tej historii.
– Tak, sprawa tej Smieny przerosła mnie ostatnio. Najwięcej o tym słychać. Na targu staroci kupiłem stary aparat za piętnaście złotych, ale w świetnym stanie. Kupiłem go dlatego, że film był w środku. Wywołałem go, okazało się, że są tam zdjęcia ludzi i teraz trwają poszukiwania ogólnopolskie.

Medialna sprawa się z tego zrobiła… Jest jakiś odzew już?
– Jedna dziewczyna zgłosiła się, żeby sprawdzić, czy to nie jest jej tata, bo jest bardzo podobny, ale okazało się, że nie.

Czyli czekasz i szukasz dalej?
– Już nie szukam.

Ale nie jesteś ciekawy?
– Jestem bardzo ciekawy. Ale poszukiwania poszły swoimi torami i bardzo dobrze. Zacząłem po prostu udostępniać informację wśród znajomych, mając nadzieję, że może to jest ktoś z Częstochowy, ale w tej chwili tematem zainteresowały się media, także ogólnopolskie, takie jak TVN24 czy „Fakt”. Jeżeli te poszukiwania nie dadzą skutku, to znaczy, że nie da się chyba znaleźć tych ludzi.

Myślę, że wcześniej czy później ktoś odkryje, kto jest na tych zdjęciach*. Co jest dla Ciebie w fotografii najważniejsze?
– Hmm… (cisza) Ciężko powiedzieć w kilku słowach. Fotografia jest bardzo ważna, bo jest częścią życia. Teraz już nie wyobrażam sobie bez niej swojego.

Miejsca czy ludzie?
– Ludzie.

Ale jeśli chodzi o solarigrafię, nie mogą to być ludzie…
– Solarigrafia jest odskocznią od fotografii. Ale najciekawsi są ludzie.

A w nich co? Lubisz ich podpatrywać na ulicy czy też na spotkaniach, gdzie łatwiej jest przewidzieć, jak się zachowają?
– Lubię ich podpatrywać, ale lubię ich też poznawać głębiej, co ciężko pokazać na fotografii. Jest to bardzo ułomna sztuka, ale troszkę można z niej odczytać.

Namawiasz znajomych, żeby robili zdjęcia? Co trzeba mieć w sobie, żeby robić dobre zdjęcia?
– Nie namawiam. Każdy ma dzisiaj aparat fotograficzny, większość ludzi fotografuje i nie ma sensu namawiać na siłę do fotografowania. Można namawiać do zgłębiania tej fotografii, do myślenia.

To czego ci życzyć fotograficznie? Jakich przygód jeszcze?
– Jeszcze dwadzieścia lat temu można było życzyć pęknięcia kliszy. Teraz można mechanicznie bardziej. Pęknięcia matrycy?

Na przykład. Pięknych zdjęć przede wszystkim! Bardzo ci dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję.

*Wiadomość niemal z ostatniej chwili: w Tarnowskich Górach odnalazła się kobieta ze zdjęć, pomogły media, a konkretnie „Dziennik Zachodni”.

fot: Piotr Kras

Skip to content