SAM_0378

Swoją muzyczną podróż życia rozpoczynał od śpiewu, później pojawiła się miłość do perkusji, ale na niej ani droga, ani podróż się nie skończyła i nie kończy. Wielbiciel instrumentów nietypowych, twórca projektu T.ETNO, który zagra zarówno na drumli, lirze korbowej, jak i na… umywalkach w supermarkecie. O muzyce, nietypowych instrumentach i płycie studyjnej z Tomaszem Drozdkiem rozmawiała Aleksandra Mieczyńska.

Powiedzieć, że grasz na perkusji, to chyba tak, jakby nic nie powiedzieć…
– To powiedzieć, od czego kiedyś, prawie 20 lat temu zaczynałem. W ogóle zaczynałem od fortepianu…
A nie zaczynałeś od grania na pokrywkach od garnków?
– Nie, zaczynałem od śpiewania mamie piosenek z przedszkola. Mama zdecydowała, że powinienem pójść do szkoły muzycznej i tak też się stało.
Wolała, żebyś śpiewał gdzieś poza domem?
– Nie wiem. Myślałem, że chodziło o to, że ładnie śpiewam, ale teraz to chyba muszę zadzwonić do mamy i zapytać…
Kiedy pojawiła się perkusja i dlaczego?
– Perkusja pojawiła się dokładnie 19 lat temu, dlatego, że chciałem grać na perkusji.
Robić hałas?
– Grać.. rytmy (śmiech).
Używasz do poszukiwania rytmu przeróżnych instrumentów.
– To jest bardzo istotne – mam w kolekcji więcej instrumentów nieperkusyjnych. Kolekcjonuję wszelakie instrumenty z całego świata, używam ich na swoich płytach.
Co takiego musi mieć w sobie instrument, żebyś go zapragnął?
– Musi być intrygujący. Po prostu. I tyle.
Jakiś przykład?
– Na przykład cytra chińska guzheng – duży instrument strunowy, szarpany. Albo różnego rodzaju instrumenty dęte. Dawniej miałem taką obawę, czy będę umiał grać na nowym instrumencie i było kilka instrumentów, których z tej obawy nie kupiłem.
Do dziś żałujesz?
– Nie, po prostu już je mam. Mam w kolekcji instrumenty współczesne, instrumenty, które są kopiami instrumentów dawnych, ale zdarzają się też takie rarytasy, jak na przykład ponad 70-letnie harmonium z Indii, z Kalkuty. Są również instrumenty, których pochodzenia do końca nie jestem w stanie się poznać, bo jestem kolejnym właścicielem i pewnie się nigdy nie dowiem, skąd się wzięły.
Interesujesz się przy okazji etnografią. Poznając historię instrumentu musisz sięgnąć do kultury, do tradycji.
– Rzeczywiście to jest tak, że w wielu przypadkach wiem bardzo dużo, na przykład o takim instrumencie jak lira korbowa, który jest polskim instrumentem ludowym, przeżywającym teraz renesans. Tak się złożyło, że na temat tego instrumentu pisałem artykuł do fachowej literatury związanej z muzyką folkową.
Czyli pisać też potrafisz.
– Tak. Potrafię mówić, grać i też pisać. Znam ponad tysiącletnią historię liry korbowej, ale są takie instrumenty, o których nie wiem dużo, ale wiem, że muszę się o nich dowiedzieć, bo chcę wiedzieć.
A tytuły twoich utworów?
– To jest temat na osobną rozmowę. Wystarczy spojrzeć na okładkę płyty: „Yerla” „Kuduk” „Olberek” „Bonoka” „Berakha”, „Uaragasa” „Anyija” „Supsidu” „Dantrans” „Nadzieżny” „Yerla-Kalavati”. Te tytuły powstały z zabawy słowami. Większość to są utwory instrumentalne, czasem pojawiają
się tam też moje wokale, ale z małymi wyjątkami to są słowa nic nie oznaczające. Z tym „Yerla” na przykład to jest tak, że jednym z głównych instrumentów użytych w tym utworze jest instrument o wdzięcznej niemieckiej nazwie geierleier (czyt. gajer-lajer). I próbując bawić się z tym słowem stworzyłem tytuł: „Yerla”.
Lubisz się bawić ze słowami?
– Z wykształcenia jestem lingwistą, filologiem języka angielskiego i to pozostało we mnie.
Płytę „(u)Twory” dedykowałeś dzieciom.
– Moim dzieciom, ale też może być wszystkim dzieciom.
Zamieściłeś na płycie zdjęcia instrumentów, które wykorzystujesz w konkretnych utworach.
– Tak, to jest zamiast opisów, nie mam tekstów piosenek, więc jest taka wizualna rzecz. Okładka została zrobiona przez Grzegorza Chudego, mojego przyjaciela, który jest muzykiem, polonistą, plastykiem. Grzegorz jest związany z zespołem Beltaine i oprócz tego, że sam muzykuje, tworzy piękne akwarele i one się znalazły na okładce moich trzech płyt.
Twoje życie wypełnia muzyka, ale to nie wszystko, co robisz.
– Tak, robię wiele rzeczy.
Sprzątasz?
– Sprzątam (śmiech), staram się. Robię bardzo dużo rzeczy, ale dążę do tego, żeby życie rodzinne było na pierwszym miejscu.
Skoro dedykujesz płytę swoim dzieciom, to myślę, że są ważne, rodzina jest ważna.
– Od razu dodam, że płyta „(u)Twory” jest dedykowana dzieciom, a DVD “Dźwięki (z )krypty” jest dedykowane żonie. Taki podział…
Podział, ale rodzina jest całością.
– Tak, rodzina jest całością, oczywiście, ale chciałem, żeby żona miała swoją płytę, a dzieci swoją.
Opowiedz o swoich aktywnościach, które są twoim udziałem teraz i będą w przyszłości.
– Jest T.ETNO, które działa bardzo wielopłaszczyznowo, to są i koncerty na żywo, jest działalność studyjna, jest tworzenie muzyki do powieści radiowych…
Chciałabym, żebyśmy się przy tym zatrzymali, bo jeżeli tworzysz muzykę przy użyciu instrumentów ciężko przez siebie zdobytych, to jest jedno, ale jeśli masz gotowy tekst, to czy pojawiają się w twojej głowie jakieś obrazy muzyczne? Inaczej się tworzy muzykę na zamówienie?
– Tak, ja zwykle proszę, żeby mi podpowiedzieć emocje.
Kto ma ci to podpowiedzieć?
– Ten, kto zamawia muzykę. Miałem zamówienie do powieści, która jest związana z podróżą na Sri Lankę, dostałem mniej więcej wytyczne, że powieść jest o tym i o tym, i padło takie piękne określenie: potrzebuję ładne, przestrzenne, pastelowe dźwięki. To było wszystko, czego potrzebowałem.
Czyli wiedziałeś, że skoro pastelowe, to musi się jakaś czystość pojawić, oddech – skoro przestrzeń.
– Dokładnie tak było, ale skoro Sri Lanka, to i też pojawiły się prawdziwe nagrania ze Sri Lanki wmontowane w moje utwory, prawdziwe śpiewy dziecięce, prawdziwe zagrywki na etnicznych instrumentach.
Musiałeś poszukać.
– Tak, musiałem poszukać, poszperać, w efekcie pojawiło się parę sampli, czyli rzeczy, których ja nie zagrałem, ale chodziło mi o umieszczenie prawdziwego, oryginalnego fragmentu…
Autentyku.
– Tak, dokładnie, ale wmontowanego w moją kompozycję.
Czyli to już jest twoja całość.
– Tak jest.
A raczej „nasza”, skoro już płyta została wydana.
– Generalnie po to tworzę muzykę, żeby ją pokazywać ludziom, zgadzam się z tym.
Dzieci idą twoim śladem?
– Tak (śmiech).
To cieszy czy przeraża?
– Klara ma dwa i pół roku, Rózia trzy miesiące, więc Rózia na razie tylko śpi (uśmiech). Klara mnie naśladuje, cieszy mnie, że robi to w wolności. Znajomi mówią, że moje dzieci będą też grały. Nie wiem, nie mam zamiaru dzieci zmuszać do robienia tego, co ja. Klarę wpuszczam do pokoju z instrumentami, pozwalam jej grać. Jest bardzo
spontaniczna i bardzo kreatywna. Na jednym z profili społecznościowych umieściłem filmik, na którym Klara improwizuje piosenkę. Kazała sobie puścić utwór, jeden z tych o podróży na Sri Lankę…
Kazała sobie puścić, jak to pięknie brzmi.
– Tak, powiedziała: tatusiu puść mi piosenkę, puściłem i zaimprowizowała piosenkę z tekstem: jak się „ukłaniasz”, na końcu się ukłoniła i pokazała jak się „ukłania”.
Utrwalasz takie rzeczy?
– Tak, staram się, żeby nie umknęły.
Chciałabym powrócić do T.ETNO. Poszukując muzyki jesteś zmuszony sam przez siebie do tego, żeby czynić wyprawy w różne kultury. To jest przyjemne?
– Tak. To jest bardzo przyjemne. Niektórzy mnie pytają czy jeżdżę po instrumenty. Niestety, nie jest to możliwe.
Chciałbyś?
– Chciałbym móc pojechać, myślę, że kiedyś będzie taka możliwość. Jak jeżdżę w jakieś miejsca, od razu się interesuję, jakie tam są instrumenty, jak coś mi wpada w ręce, to to zdobywam. Natomiast mówiąc krótko – nie stać mnie na to, żeby i podróżować i jeszcze kupować. Natomiast na pewno podróżuję mentalnie. To jest tak, że jak zdobywam jakiś instrument, to muszę się czegoś o nim dowiedzieć, aczkolwiek nie zawsze sprawdzam jak się na nim gra, ponieważ bardzo mnie interesuje to, co ja z nim zrobię i bardzo często wykorzystuję instrumenty w nietypowy sposób. Na przykład chińska cytra, która jest instrumentem szarpanym, na mojej płycie kilka razy jest grana smyczkiem albo wydaje jeszcze różne inne dźwięki, których prawdopodobnie twórca tego instrumentu nie przewidział.
Jesteś otwarty na to, co się pojawia.
– Staram się unikać schematów. Jestem otwarty na wszystko co nowe, wszystko czego nie próbowałem.
Starasz się unikać schematów, czyli jeśli zamkniesz jakiś projekt, to szukasz nowych rzeczy, nowych inspiracji?
– Tak. Na przykład bardzo się cieszę z tej działki z robieniem muzyki na zamówienie pod powieści, bo każda z nich jest inna i wchodzę w kontekst, w którym idę w inną stronę, a że gra mi w duszy wiele stylów muzycznych, to jestem w stanie pójść w różne strony. Oprócz tego, że zajmuję się muzyką etniczną, folkową, gram również w zespole Makabunda, który gra polskie szlagiery przedwojenne. Gram w zespole grającym akustyczny rock i folk, o nazwie Canau i gram również w zespole, który gra taki gatunek muzyki o wdzięcznej nazwie matematyczny metal…
Nie wiem czego bardziej się bać, matematyki czy metalu.
– Zespół Deliver_us. Współpracuję z Kalokagathos, z Mumio.
Wiesz, w którą stronę idziesz muzycznie?
– Tak, coraz bardziej to jest tak, że to co robię nazwałbym T.ETNO, to przestaje już być tylko nazwa mojego solowego projektu oraz działalności warsztatowej. To jest taki trochę mój image muzyczny i w tym mieści się wszystko.
Życzę ci spełnienia muzycznych dróg. Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję.

Skip to content