4 września to w historii Częstochowy wspomnienie Krwawego Poniedziałku z 1939 roku. 50 lat później na placu przed katedrą św. Rodziny umieszczono pamiątkową tablicę w hołdzie zamordowanym. Wybór miejsca nie był przypadkowy. To między innymi w tym miejscu dokonano rzezi niewinnych obywateli Częstochowy. Mówi dr Juliusz Sętowski, historyk:
– Plac przed katedrą był jednym z wielu miejsc, gdzie dokonywano egzekucji. Rozstrzeliwano też ludność na placu Magistrackim, czyli obecnym placu Biegańskiego, w podwórkach przy ul. Warszawskiej, przy szkole rzemiosł przy ulicy Garncarskiej, zabijano także rannych z prowizorycznego szpitala, który mieścił się w obecnym liceum Mickiewicza. Zamordowano też na ul. Strażackiej grupę ludzi prowadzoną do więzienia na Zawodziu kiedy okazało się, że jest ono przepełnione. Kolejną grupę rozstrzelano na ul. Olsztyńskiej za więzieniem i tam ich pogrzebano.
Grzebano ludzi również w rowach przeciwlotniczych przy katedrze, przy kościele św. Jakuba oraz w ulicznych rowach. Zginęło wtedy około 700 osób. Nie byli to żołnierze. Nie byli też często w ogóle uzbrojeni. Niemcy szukali w domach częstochowian mężczyzn z bronią. Często za broń uważali scyzoryk i to był wystarczający powód, aby zadać śmiertelny strzał.
Podczas wojny żołnierze mieli zakaz zabijania cywili. Krwawy Poniedziałek był pogwałceniem tego przepisu, mówi Sętowski:
– To była zbrodnia dokonana w celu zastraszenia nie tylko ludności miasta. To był początek września i Niemcy dopiero zdobywali teren. Spotkali się z oporem na Śląsku, z którego wojsko wycofało się. Wiadomo było, że informacja o tym, co zdarzyło się w Częstochowie się rozniesie i wpłynie na ducha Polaków.
Jak wiemy z historii, nie dało to zamierzonych przez Niemców efektów. W czasie II Wojny Światowej powstawało szereg organizacji konspiracyjnych, które miały na celu wyzwolenie Polski w nierównej walce z silniejszymi wrogami.

KN

Skip to content