W niedzielę, 10 listopada Raków Częstochowa w ramach 15. kolejki PKO BP Ekstraklasy zremisował spotkanie z drużyną Jagiellonii Białystok. Mecz zakończył się wynikiem 2:2. Bramki dla Medalików zdobyli Ivi lopez oraz Zoran Arsenić.
Trener Marek Papszun podsumował niedzielne spotkanie podkreślając, że było to dobre widowisko:
– Mecz taki emocjonujący z końcówką, taką ekstra. Dla kibiców emocje do końca. W tym spotkaniu dwóch rannych, żaden zabity, no ale bitwa trwa dalej. Co do spotkania, widać było, że te profile zespołów były widoczne i że drużyna, która jest w takim momencie, gdzie chyba jest najmocniejszą drużyną w Polsce i chyba nie ma lepszej w tej chwili, jeżeli chodzi o bycie przy piłce. Z drużyną, która ma dobre statystyki w obronie i charakterystyka meczu też taka była, bo Jagiellonia miała większe posiadanie, ale tych sytuacji w pierwszej połowie nie stworzyła. My strzeliliśmy wcześniej bramkę, chyba za wcześnie trochę, bo tak, nie powiem, że chcieliśmy się bronić, ale nasz pressing nie funkcjonował tak, jak sobie założyliśmy, tak jak nas stać. Cały czas mieliśmy jakieś niedociągnięcia, bo Carlos był za nisko, skupił się na skrzydłowym, albo nie potrafiliśmy sprowokować przeciwnika, żeby zacząć pressing od bocznego obrońcy stąd obrońca Jagielloni, który kapitalnie wprowadza piłkę, grał z piłką otwartą, mógł robić to, co robi najlepiej, czyli grać przez środek. I tutaj trochę za mało mieliśmy odbiorów, ale broniliśmy się dobrze. Faza przejściowa nie funkcjonowała najlepiej, bo dość szybko też traciliśmy piłkę.
Raków stracił wyrównującą bramkę w ostatnich sekundach meczu. Trener Papszun nie krył swojego rozczarowania ze straconych punktów:
– Niedosyt zawsze jest, jeżeli się traci bramkę w ostatniej akcji, to jest jakby oczywiste i ten niedosyt jest, ale trzeba spojrzeć sprawiedliwie, że Jagiellonia zagroziła nam więcej niż nasi poprzedni przeciwnicy. Dwa razy Trelu kapitalnie też wybronił te strzały z rzutu wolnego. Rzadko kiedy dopuszczamy, mimo wszystko, tylu szans, więc patrząc też przez pryzmat tego, to ten wynik należy uznać za sprawiedliwy, bo my też mieliśmy swoje szanse. Miał Brunes dwukrotnie i Kohergin dobrze uderzał, więc też mogliśmy tych bramek gdzieś tam poszukać. Kilka razy się źle zachowaliśmy w ostatniej fazie w trzeciej tercji. Tam było bardzo dużo miejsca, wystarczyło jedno podanie dobre i byłaby sytuacja.
Aktualnie Raków plasuje się na 3. pozycji w ligowej tabeli. Kolejne spotkanie częstochowianie rozegra ją po przerwie reprezentacyjnej. W niedzielę, 24 listopada podopieczni Marka Papszuna przed własną publicznością podejmą Koronę Kielce.