fot. wlokniarz.com

Nie można dyskutować z tym, że ambicje Eltrox Włókniarza Częstochowa na rok 2020 były bardzo duże. Skład na papierze skłaniał do debat na temat walki o mistrzostwo PGE Ekstraligi. W oczach ekspertów lwy miały szansę na zdetronizowanie hegemona ostatnich lat, czyli Unii Leszno. Jak to jednak często w życiu i sporcie bywa, czas zweryfikował te przewidywania i sezon potoczył się inaczej. Plany Włókniarza na pewno pokrzyżował też koronawirus, przepis o gościu itd., ale po kolei…

Okres transferowy po sezonie 2019 był w Częstochowie gorący, choć trzon zespołu pozostał taki sam. Ważne kontrakty mieli zarówno szwed Fredrik Lindgren i lider oraz ulubieniec częstochowskiej publiczności Leon Madsen. Obydwu w mieście spod Jasnej Góry bardzo się szanuje, a prezes Michał Świącik wprost mówił o tym, że to wokół nich chce budować skład w najbliższych latach. Kolejną szansę dostał też Paweł Przedpełski, który pomimo tego, że spisywał się raczej poniżej oczekiwań, miał całkiem obiecującą końcówkę poprzedniego sezonu. Pozostał w składzie Włókniarza młody Jakub Miśkowiak, który miał stać się liderem formacji juniorskiej.

Jeżeli chodzi o tych, którzy zakończyli swoją przygodę z biało-zielonym kevlarem, to na początku należy wymienić chyba Mateja Zagara. „Komandos” reprezentował barwy lwów od 2017 i dostarczył w tym czasie Włókniarzowi wiele ważnych punktów. Słoweniec miał coraz większe problemy, żeby odnaleźć optymalną dyspozycję i być może potrzebna była mu stymulacja w postaci zmiany środowiska. Padło na Lublin. Po nieudanym sezonie o jeden poziom rozgrywkowy niżej postanowił przenieść się Adrian Miedziński, który udał się w rodzinne toruńskie strony. Pomimo wszelkich deklaracji, na to, że Miedziński prędzej czy później do Aniołów wróci można było spokojnie stawiać spore pieniądze. Skład Włókniarza musiał też uszczuplić wychowanek Michał Gruchalski, który po przejściu w wiek seniora poszedł szukać objeżdżenia na 1-ligowe tory, konkretnie do Unii Tarnów.

We Włókniarzu pojawiły się natomiast prawdziwe armaty. Pierwszą z nich był Jason Doyle – Australijczyk, były mistrz świata i toruński lider ostatnich lat. To bez dwóch zdań miał być gwarant dużej ilości punktów i jeden z trójki liderów, obok Lindgrena i Madsena. Oprócz Doyle’a do Częstochowy powrócił też po raz kolejny „syn marnotrawny” Rune Holta. To już nie taka bombarda jak Australijczyk, ale pozostając w nomenklaturze militarnej, mniejsze działo polowe, które na własnym terenie mogło zrobić wiele szkód przeciwnikowi. Relacje Holty z częstochowskimi kibicami to jedna wielka ambiwalencja uczuć. Raz chcą mu stawiać pomniki, za chwilę gwiżdżą kiedy przyjeżdża na Olsztyńską w innych barwach. Jeżeli ktoś ma dużo wolnego czasu, to jest to świetny materiał na książkę, która pewnie w Częstochowie mogłaby się stać bestsellerem. O ostatnie miejsce w formacji juniorskiej, obok Miśkowiaka, mieli walczyć Bartłomiej Kowalski i Mateusz Świdnicki.

Początek sezonu został zbombardowany przez zarazę. Inaugurację przełożono, a wielu zastanawiało się, czy liga w ogóle ruszy. Po perturbacjach, z opóźnieniem, raz z kibicami, raz bez, sezon wystartował. Jeżeli oczekiwania przedsezonowe były wysokie, to po pierwszych trzech kolejkach poszybowały tak, że minęły Rysy i powoli równały się z Mount Everestem. Eltrox Włókniarz zlał kolejno Grudziądz, Zieloną Górę i Wrocław, a wszystko działało jak dobrze naoliwiona maszyna. Tak, jak można się było spodziewać, drużynę ciągnęli Madsen, Lindgren i Doyle, a ważne punkty dokładali Przedpełski i Holta. Coraz większe doświadczenie zbierał też Jakub Miśkowiak, który z meczu na mecz prezentował się z większym animuszem. Szkoda tylko, że od tamtej chwili coś się zmieniło, coś zaczęło się sypać. Najpierw był pamiętny mecz z nagłym brakiem prądu w Gorzowie, który ostatecznie objechano jeszcze raz, a Stal zwyciężyła. W międzyczasie Włókniarz zaczął jechać coraz gorzej przy Olsztyńskiej. Lwy uległy Motorowi, Unii Leszno czy Falubazowi. W większości meczów Włókniarz wyglądał lepiej na wyjeździe, niż na własnym torze, ale i tak punktów było jak na lekarstwo. Nie pomógł lwom też przepis o gościach, który miał pomóc w sytuacji zarażeń koronawirusem. Większość klubów wykorzystała go do wzmocnień i wyciągnięcia najlepszych żużlowców 1 ligi. Eltrox Włókniarz, który miał gotowy skład i nie chciał z nikogo rezygnować mógł czuć się pokrzywdzony. Mimo to, były momenty kiedy odżywała nadzieja, jak remis we Wrocławiu czy wygrana w Rybniku, ale z kolejki na kolejkę nie było złudzeń, play-offy coraz bardziej odjeżdżały. Jakby tego było mało, przyszedł kolejny pamiętny mecz z Gorzowem i tragikomedia związana z przygotowaniem toru. Ze stanowiska trenera zrezygnował Marek Cieślak, a niektórzy wróżyli nawet walkę o utrzymanie. To był moment kiedy wszystkie cele przedsezonowe mogły zostać zapomniane i trzeba było ratować to, co się da. Trenerem został Piotr Świderski, a Włókniarz podjął rękawice walki o jak najlepszą pozycję. Mimo wygranych z Motorem i Rybnikiem, z którym mecz przez problemy z torem przy Olsztyńskiej znów został rozegrany na owalu rekinów, Włókniarz aby marzyć o play-offach potrzebował wygranej w Lesznie. W ostatnim meczu rundy zasadniczej Unia wybiła szybko biało-zielonym ten pomysł z głowy, a lwy musiały zakończyć sezon z niedosytem na 5 miejscu PGE Ekstraligi.

Na pewno rok 2020 nie był takim, jaki wymarzyli sobie kibice Włókniarza, ale jedno trzeba przyznać – w kontekście ostatnich lat i zarządów problemy tylko czysto sportowe są naprawdę komfortowe. Od lat Włókniarz wydaje się być prowadzony mądrze, rozważnie i zgodnie z możliwościami finansowymi klubu. Pomimo trudnego czasu koronawirusa nie słuchać doniesień o długach, ani problemach z licencją. Warto przypomnieć sobie najnowszą historię Włókniarza i uświadomić, że taki stan rzeczy daje komfort organizacyjny. To, że sportowo rok 2020 nie wyszedł za dobrze… trudno. Już teraz budowany jest skład na kolejny rok i miejmy nadzieję, że tym razem będzie lepiej.

Już teraz wiemy, że z Włókniarzem pożegnali się Jason Doyle, Paweł Przedpełski i Rune Holta. Należy pamiętać, że wszystkie kluby budowę składu na przyszły rok musiały planować w kontekście nowego przepisu o zawodniku do 24 lat. Do biało-zielonych dołączyli więc Kacper Woryna, Bartosz Smektała i Jonas Jeppesen.

Włókniarzowi życzymy wyciągnięcia wniosków z ostatniego roku i przekucia ich w przyszłe sukcesy. Oby już w roku 2021.

Skip to content