Urodził się w 1931 roku w Przystajni koło Częstochowy. Jako reżyser filmowy, aktor i pedagog zapisał się nie tylko w historii polskiej kinematografii, ale także w umysłach i sercach wielu studentów jako rektor Łódzkiej Szkoły Filmowej. Henryk Kluba. Jego postać i twórczość przybliżyć ma Witold Szymczyk przygotowujący monografię i film wspominający artystę.
Dla Witolda Szymczyka, polskiego scenarzysty, reżysera i realizatora, a także wykładowcy na Wydziale Sztuki Operatorskiej Łódzkiej Szkoły Filmowej, zetknięcie się tych dwu światów – literackiego i filmowego nie jest przypadkowe, choć stanowi ogromne wyzwanie:
– Zaczęło się od wydawnictwa Szkoły Filmowej, które zaproponowało mi napisanie monografii Henryka Kluby, rektora ponad dwóch kadencji Szkoły Filmowej, dziekana i profesora Wydziału Reżyserii. Podjąłem się tego z wielkimi obawami, ale na szczęście dzieli ze mną ten trud profesor Roman Sawka, dziekan Wydziału Produkcji Szkoły Filmowej, więc nie jestem sam.
Tworzenie monografii to jedno wyzwanie, które uzupełnia drugie – film dokumentalny o Henryku Klubie:
– Zamiar ten zbiegł się w czasie z inicjatywą kilku osób skupionych wokół postaci Henryka Kluby. Chodzi o zrobienie filmu dokumentalnego poświęconego artyście. To jest jeszcze trudniejsza sprawa. Z mojego punktu widzenia, o tyle dobrze się stało, że te obydwa przedsięwzięcia przygotowywane są równolegle, że ogrom materiału jest dzielony na obydwa. Jedno pomaga mi w drugim. Z drugiej strony odpowiedzialność i wielość przedsięwzięć, w których uczestniczył Henryk Kluba, jest tak duża, że jestem pełen obaw.
Jakie trudności można napotkać w czasie studiowania życia takiej postaci? Witold Szymczyk podkreśla, że to rodzaj pracy twórczej, niezwykle wciągającej, ale pełnej różnorakich problemów:
– Pojawiają się problemy czasem trudne do przeskoczenia. Na przykład, na początku lat pięćdziesiątych Kluba skończył liceum w Częstochowie. Jeszcze jako uczeń zaczął pisać w lokalnej gazecie. Nie możemy trafić na żaden egzemplarz, na żadne źródło – nic. Później był słuchaczem studium teatralnego w częstochowskim teatrze. Nie istnieją żadne źródła. W teatrze poinformowano mnie, ze całe archiwum do roku 1955 włącznie spłonęło. Teatr nie posiada niczego z czasów wcześniejszych. To jest wielki problem, z którym chciałem się zwrócić z prośbą o pomoc do mieszkańców Częstochowy, o użyczenie pamiątek, o wspomnienia, o materiały źródłowe, o wycinki prasowe z tamtego czasu. Wszystko, co się może z tym wiązać, będzie cenne.
A cenna jest każda informacja, każdy szczegół, z którego można stworzyć portret wierny, oddający osobowość Henryka Kluby, oraz czasy, w jakich żył i z jakimi zmierzyć musiała się jego twórczość. Witold Szymczyk przyłapany na wynotowywaniu cytatów reżysera przyznaje, że takie dzieło jak monografia to nie tylko dogłębne poznawanie artysty, ale też sztuka dokonywania wyboru:
– Najtrudniejsze są decyzje, wybory. Jak to zrobić, żeby to nie była biografia. Napisanie biografii jest pracą dla historyka, dla kogoś kto się w tym specjalizuje. Ja się w tym nie specjalizuję. To była pierwsza trudna decyzja. Jeśli nie biografia, to co? Jaka to może być forma? Co może być punktem wyjścia? Jak ma być konstruowana. Wiele było przymiarek i możliwości. Uznałem, że mogą mi pomóc zorganizować tę książkę, a czytelnikowi pójść za mną, trzy punkty widzenia. Punkt widzenia na człowieka, punkt widzenia na artystę i punkt widzenia człowieka podlegającego presji czasu, urzędnika państwowego.
Z tych trzech perspektyw wyłania się obraz artysty targanego wieloma myślami i emocjami, jak mówi Witold Szymczyk, artysty niespełnionego:
– Niespełnionego przede wszystkim. To była wielka postać o wielkim potencjale. Jego pierwsze filmy wykończyła cenzura. One zniknęły zupełnie. Publiczność ich nie znała, te filmy nie pojawiły się za granicą. W związku z tym Kluba przepadł jako artysta. Funkcjonował w szkole, stał się postacią utożsamianą ze Szkołą Filmową, ale nie z kinem. Potem zrobił kilka filmów, które były właściwie cesją w stronę władzy, filmów, których wstydził się zresztą później. Podjął tematy, w których uważał, że popełnił błędy. Wiele rozmów jest przede mną, wciąż mnie zaskakują świadkowie tamtych czasów. Niedawno w rozmowie Ernest Bryll zaskoczył mnie bardzo pewną uwagą dotyczącą filmu „Słońce wschodzi raz na dzień”, ale tej uwagi zdradzić nie mogę. Czeka nas poważna rozmowa. W każdym razie zaskoczył mnie tym, że był tak blisko i że brał udział w decyzjach dotyczących tego filmu.
Takich ciekawostek w filmie i monografii z pewnością będzie jeszcze więcej, a efekt tej trudnej, ale i pięknej pracy przybliży postać Henryka Kluby – wciąż nie do końca odkrytego.
Sylwia Wziątek
źródło: foto: filmpolski.pl