Psa już nie ma, winnych brak

Mówią, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Niestety, ludzie często nie odwzajemniają tego, czym te wspaniałe zwierzęta nas darzą. 3 czerwca do schroniska dla zwierząt w Zawierciu trafiła „Żmijka” – 12-letnia suczka rasy mieszanej.

Właściciele psa twierdzą, że zwierzę nagle zniknęło im z podwórka. Ich zdaniem, odpowiedzialna za to miała być sąsiadka. To ona rzekomo zgłosiła psa do schroniska oraz przetrzymywała zwierzę w blaszanym garażu do momentu przyjazdu służb.

– O tym, że nasz pies jest w schronisku, dowiedzieliśmy się dopiero następnego dnia. Zadzwoniliśmy tam, a następnie pojechaliśmy. Na miejscu jedna z pracownic przyciągnęła nam na smyczy leżącego psa. Suczka była mokra od spodu i śmierdząca, co świadczy o tym, że leżała w tym schronisku we własnych odchodach. Jak zapytałam, czemu pies jest mokry, otrzymałam odpowiedź, że dużo pił. Mąż poprosił na miejscu o pomoc weterynarza, ale powiedziano nam, że nie ma takiej możliwości – twierdziła Beata Kowalczyk, właścicielka czworonoga.

Niestety, po przywiezieniu do gabinetu weterynaryjnego w Rędzinach pies zdechł. Zdaniem lekarza, w schronisku nie została mu udzielona żadna pomoc. Pracownicy schroniska twierdzą, że zwierzę trafiło do nich w bardzo złym stanie, było odwodnione i zaniedbane. Ponadto, jak dodają, pies nie został zabrany z żadnego pomieszczenia, ale znaleziono go w krzakach na jednej z posesji w miejscowości Kuchary przy ul. Mstowskiej.

– W czwartek 3 czerwca ok. godz. 15:00 otrzymaliśmy zgłoszenie od pracownika gminy w Mstowie, które dotyczyło zabrania pieska z miejscowości Kuchary. Dzwoniliśmy do zgłaszającej ok. godz. 16:00, lecz nie odebrała. Oddzwoniła godzinę później. Po kontakcie telefonicznym ok. godz. 19:10 kierowca ze schroniska był już pod domem zgłaszającej. Staliśmy dokładnie 58 m od domu właścicieli, którzy twierdzą, że szukali tego psa. Zwierzę znajdowało się obok posesji jego właścicieli, na opuszczonym i zarośniętym placu. Próba jego wydobycia trwała ok. 20 minut. Pracownik odjechał z pieskiem ok. godz. 19:40 – powiedziała Patrycja Rubin ze schroniska w Zawierciu.

Zwierzę zostało zgłoszone przez sąsiadkę państwa Kowalczyków, która mieszka po przeciwnej stronie ulicy. Trudno powiedzieć, czy zgłoszenie psa było celowym działaniem, czy też wynikało z nieświadomości. Właścicielka czworonożnej ofiary nie wierzy w to, że pies został znaleziony na opuszczonej posesji.

– Syn poszedł na posesję, aby sprawdzić, w którym miejscu dokładnie znajdował się pies. Nie było tam widać żadnych wygniecionych zarośli, ani innych śladów świadczących o tym, że ktoś tam chodził, ani tym bardziej że leżało tam zwierzę – mówiła właścicielka psa.

Zdaniem pracowników zawierciańskiego schroniska stan psa potwierdzał, że od dłuższego czasu wymagał opieki weterynaryjnej. Tym bardziej że suczka miała już 12 lat.

– Pies przez cały pobyt u nas był w budynku w pokoju obserwacyjnym. Nie było zatem możliwości, by się zasmrodził i zamoczył, tak jak twierdzą jego właściciele. Według naszej oceny zaniedbanie było efektem ich złej opieki od dłuższego czasu – dodała pracująca w schronisku kobieta.

Konsekwencje związane z przerzucaniem ludzkiej odpowiedzialności poniosło bezbronne zwierze. Ciężko powiedzieć, która ze stron ponosi winę za zaistniałą sytuację. Jedno jest jednak pewne. W świetle prawa to właściciel ponosi odpowiedzialność za zwierzę oraz jego ucieczkę z posesji. Schroniska natomiast są zobligowane do pomocy medycznej potrzebującym zwierzętom.

BNO

Skip to content