Mogłoby się wydawać, że dla Rakowa, jako wicemistrza Polski, zdobywcy Pucharu Polski i w końcu uczestnika europejskich pucharów, mecz 1/32 PP, w którym trafili na II-ligową Stal Rzeszów będzie spacerkiem – nic bardziej mylnego. Marek Papszun desygnował do gry jedenastkę bardzo zbliżoną do pierwszego garnituru czerwono-niebieskich, a mimo to losy awansu rozstrzygnęły się dopiero w samej końcówce spotkania. Ostatecznie częstochowianie zwyciężyli 4:2 i dalej będą walczyć o obronę tytułu.

Pierwsza połowa nie zapowiadała emocji. Raków bez szczególnego wysiłku narzucił swój styl gry i dosyć szybko strzelił bramkę. Już w 13. minucie przytomnie do długiego, prostopadłego podania wyszedł Mateusz Wdowiak i niczym rasowy snajper posłał futbolówkę nad ofiarnie interweniującym Kaczorowskim. Po objęciu prowadzenia czerwono-niebiescy nieco zwolnili tempo gry, a pierwsze nieśmiałe ataki zaczęła przeprowadzać Stal. Mimo, że rzeszowianie sprawiali coraz lepsze wrażenie, to gola „do szatni” zdobył Raków. Po perfekcyjnym dośrodkowaniu w pole karne Iviego Lopeza, Andrzejowi Niewulisowi pozostało tylko odpowiednio dołożyć nogę i mógł wprost po cieszynce wbiec razem z zresztą zespołu w dobrym nastroju do szatni.

Dobry nastrój chyba aż nadto dopisywał częstochowianom, bo początek drugiej połowy mógł zapewnić trenerowi Papszunowi kilka siwych włosów na brodzie. Najpierw po niefrasobliwości w kryciu w 47. minucie bramkę ładnym strzałem zdobył Marczuk, a 3 minuty później Andrzej Niewulis zupełnie niepotrzebnie sprokurował rzut karny, który pewnie na gola zamienił Piotr Głowacki. Na tablicy wyników pojawił się wynik 2:2, a w sercach kibiców i graczy Stali pojawiła się nadzieja. Rzeszowianie nie odpuszczali i mieli swoje szanse nawet na wyjście na prowadzenie, ale w końcówce zaczęło już chyba brakować sił na kontynuowanie taktyki zaproponowanej przez trenera. W 84. minucie do stojącej piłki na 25. metrze podszedł Ivi Lopez, który po raz kolejny pokazał swój topowy poziom wykonywania rzutów wolnych. Strzał może nie zmierzał w okienko, ale był poza zasięgiem golkipera gospodarzy, a dźwięk kamieni spadających z serc czerwono-niebieskich było słychać nawet pod Jasną Górą. W samej końcówce kolejną asystę dopisał jeszcze Ivi Lopez. Hiszpan znów w ładnym stylu dograł, tym razem do Gutkovskisa, który efektownie, ni to wolejem, ni to przewrotką, wpakował piłkę do siatki. Ostatecznie wynik 4:2 dla Rakowa zmienił trochę odbiór tego meczu i czerwono-niebiescy finalnie nie mogą sobie zbyt wiele zarzuć.

Teraz drużynę Marka Papszuna czeka ligowe spotkanie z Legią Warszawa, które odbędzie się już w sobotę 25 września o godzinie 20:00.

Skip to content