Na niskim poziomie zdaje się stać niemiecka medycyna. Jeszcze wczoraj sportowe media donosiły o kontuzji Grzegorza Walaska, który podcięty przez Renata Gafurowa w meczu niemieckiej Bundesligi Wolfslake Falubaz Berlin – AC Landshut Devils miał złamać obojczyk. Diagnozę potwierdziły badania przeprowadzone w niemieckim szpitalu. W środowisku żużlowym już spekulowano, czy sztab trenerski częstochowskiego klubu zdecyduje się na zastosowanie przepisu o Zastępstwie Zawodnika. Tymczasem dziś polscy lekarze z Zielonej Góry okazali się być magami nie mniejszymi niż Antoni Kosiba z filmu “Znachor”. Po szczegółowych badaniach w polskiej placówce okazało się, że o złamaniu nie ma mowy, a zawodnik jest jedynie mocno potłuczony.
W tej sytuacji z ZZ-tki we Wrocławiu najprawdopodobniej wyjdą przysłowiowe nici. Swego czasu prawdziwą furorę w leczeniu obojczyków laserem robił dr Simpson z Wielkiej Brytanii. Wydaje się, że teraz żużlowcy przy tego typu urazach pierwsze kroki kierować będą do cudotwórców z Grodu Bachusa. A Grzegorza Walaska w pełnej dyspozycji kibice zapewne zechcą zobaczyć w niedzielę na Stadionie Olimpijskim. Przez tydzień bóle po potłuczeniach z pewnością powinny ustąpić.
Mariusz Rajek