Olej na „frytkowej” prawie w całości już wystygł…

We wtorek 13 lipca przeżywaliśmy Dzień Frytek, a słynna częstochowska „aleja frytkowa”, czyli popularne niegdyś budki z frytkami przy ulicy Piłsudskiego, nie od dziś, ani nie od wczoraj przeżywa poważny kryzys. Z legendarnego fast-foodowego zagłębia Częstochowy zostały praktycznie już tylko wspomnienia. Tak o tym miejscu mówią spotkani przez nas mieszkańcy:

– Fajnie było z tą “aleją frytkową”, no bo wiadomo – kawałeczek się przeszło i już można coś tam było zafundować, prawda? No a teraz, niestety, tego nie ma. No ale cóż – wszystko się zmienia i chyba tak już musi być.
– Wszystkie [budki] powymierały. Być może dlatego, że wszyscy jak idą w tamtą stronę do uczelni, to na ogół idą z drugiej strony. Szkoda, bo tutaj dało się całkiem dobrze zjeść…
– Nie ma nic tutaj! Dawniej to frytek było wszędzie, a teraz to lipa!
– Oczywiście, że pamiętam, zwłaszcza te festiwale, które tutaj były rewelacyjne. Moje na ten temat? No, Urząd Miasta powinien na przykład więcej pieniążków tutaj włożyć, powinien trochę pomóc właścicielom tych budek no i z powrotem ten festiwal tu dać.
– To jest część historii Częstochowy, więc to przykre, że to umiera! 

Kiedyś na Piłsudskiego było fast-foodowo, teraz robi się coraz większe nic…/fot. Radio Fiat

Lubiane przez mieszkańców oraz odwiedzających Częstochowę turystów i pielgrzymów, budki z frytkami i innymi fast-foodami, znikają z krajobrazu miasta, choć stanowiły już swego rodzaju legendę, bo czy znajdzie się ktoś, kto choć raz w życiu – zaraz po wyjściu z pociągu – nie udał się na Piłsudskiego po frytki czy zapiekankę? Czarne chmury, które zawisły na budkami – nie koniecznie z powodu burz, które ostatnio nawiedzają Częstochowę – każą postawić pytanie: czy ostatnie działające budki na „frytkowej” czeka ten sam los, co pozostałe, czyli zamknięcie interesu na amen? Jak się okazało z przeprowadzonej przez nas sondy, „aleja frytkowa” znana jest nie tylko wśród mieszkańców Częstochowy, ale także wśród przyjezdnych.

– Było więcej sklepów, ja powiem szczerze, że próbowałem tu jakieś 10 lat temu. W sumie, nie były takie złe! Niektóre wymagają troszkę renowacji ze względu na to, że – jak widzimy tutaj – nie są zbyt ciekawe.
– No ja pamiętam, panie! Cała ta ulica była, frytkowa – tak ją nazywali właściwie, no! Ja tu nie bywam w Częstochowie za bardzo, ale pamiętam ją od dawna!
– Ja jestem przyjezdny tutaj, bo tu mój teściu mieszka. Ja mieszkam na Śląsku w Czerwionce – to jest koło Rybnika – i tu ekstra jeździłem jeszcze do teraźniejszej żony na – jak to się mówi – zolyty, to tutaj extra na frytki przyjeżdżaliśmy, specjalnie z Blachowni. Tu był po prostu rząd cały odtąd – jedna budka obok drugiej.
– To by trzeba było zostawić, tylko może w innej formie, bym powiedział, bo tych budek było za sporo, jeden drugiego jakoś się przekrzykiwał, albo nie było tylko i wyłącznie frytek, żeby to było jakoś zróżnicowane, może w ten sposób może, no. Niechby były te budki, bo przecież nikomu nie przeszkadzały, ale no niestety!
– Ale był wybór, bardzo dużo zapiekanek było: okrągłe, półokrągłe, wąskie, długie, grube, bo to nie tylko frytki, ale zapiekanki też były.

Przyjeżdżasz do Częstochowy, chcesz zjeść pod dworcem frytki lub zapiekankę i… gucio – zamknięte!/fot. Radio Fiat

Na pewno jedną z przyczyn upadku budek przy „frytkowej” jest covidowy kryzys, ale także bardzo długo trwający rok temu remont jezdni przy ul. Piłsudskiego, który sprawił, że mniej osób udawało się w tę część miasta, aby kupić coś do jedzenia. Nowe przyzwyczajenia żywieniowe częstochowian i gości kierują ich obecnie w inne strony, a wiadomo: frytki, hamburgery i zapiekanki same się nie zjedzą, a także samym swoim istnieniem nie dadzą zarobić prowadzącym interes. Udało nam się porozmawiać z jedną z właścicielek budek, która przyczynę upadku przydworcowego częstochowskiego biznesu frytkowo-fast-foodowego widzi w zbyt dużych opłatach, które należy uiścić miastu za prowadzenie działalności.

– Bardzo wysokie czynsze. Do tego opłaty ZUSowskie, wszystkie są ogromne. Taka firma jak ta tutaj, nie wytrzyma. 5,5 tysiąca miesięcznie tu jest opłat, z frytek, z takiej małej budki. Opłat tylko! A my w rodzinie stoimy. Kto wytrzyma? Nikt nie wytrzyma! No mówi się, że pomaga się małym firmom. Kto pomaga? Gdzie pomaga? Wszystko pada! – powiedziała właścicielka jednej z ostatnich otwartych budek przy ul. Piłsudskiego w Częstochowie. – 5,5 tysiąca opłat takich, z których się nawet 10zł nie da ująć. A budka ma 10 metrów kwadratowych – niech Pan wykalkuluje. I ja, stara kobieta, stoję, córka moja i wnuczka, wszyscy za darmo stoimy – stwierdziła kobieta.

Niektórzy z właścicieli budek wystawili je na sprzedaż lub wynajem, po tym jak ich wieloletni interes padł/fot. Radio Fiat

Próbowaliśmy skontaktować się z Urzędem Miasta z Wydziałem Mienia i Nadzoru Właścicielskiego, aby poprosić o jakiś komentarz w sprawie budek przy ul. Piłsudskiego, ale żadnej informacji nam nie udzielono. W zamian za to zostaliśmy przekierowani do Miejskiego Zarządu Dróg, gdzie niestety – mimo podjętych prób – nie udało się nam dodzwonić, ponieważ linia była ciągle zajęta.

Skip to content