fot. Radio Fiat

Eltrox Włókniarz Częstochowa zakończył sezon 2020 na 5 pozycji i nie będzie walczył w fazie play-off. Rok był trudny i niezwykły dla wszystkich. Skutki pandemii koronawirusa odczuł również żużel i w kwietniu zamiast ruszać z PGE Ekstraligą wszyscy zastanawiali się czy w ogóle sezon uda się odjechać. Tworzonych scenariuszy było co niemiara, ale ostatecznie stanęło na tym, że liga ruszy w czerwcu, niestety bez kibiców na trybunach. Nastroje były wtedy nietęgie, bo strach przed zachorowaniem sięgał zenitu, a w żużlu odnotowywano pierwsze zakażenia m.in. Nickiego Pedersena.

Władze Ligi wprowadziły też stosowne zmiany w regulaminie, aby dostosować się do panującej sytuacji. Ograniczono liczbę osób w parku maszyn, zarządzono testy „covidowe” dla sportowców i umożliwiono klubom zakontraktowania tzw. „gości”, czyli zawodników wypożyczonych z niższych klas rozgrywkowych. Tutaj można mówić o pierwszym powodzie słabego sezonu Włókniarza. Przepis o „gościu” miał dać klubom zabezpieczenie w przypadku zarażenia któregokolwiek z zawodników i dać możliwość płynnego przebiegu sezonu. Jak to jednak często bywa zamiary to jedno, a praktyka to drugie. Szybko kluby zauważyły, że można użyć tego przepisu jako możliwości tańszego kolejnego okienka transferowego. Nie trzeba było długo czekać, a najbardziej znaczące nazwiska eWinner 1 ligi zaczęły wskakiwać za zawodzących zawodników z PGE Ekstraligi. Bracia Holderowie czy Adrian Miedziński mieli realny wpływa na układ sił.

Mimo wszystko skład Eltrox Włókniarza na papierze wyglądał imponująco. Trójka Madsen, Lindgren i Doyle to chyba najlepsza formacja stranieri jaką dysponowała drużyna z Częstochowy od wielu, wielu lat. Do tego powracający do dobrej dyspozycji Paweł Przedpełski i zawsze dobrze czujący się w biało-zielonych barwach Rune Holta. Do tego solidne wsparcie juniorskie z Jakubem Miśkowiakiem na czele i Mateuszem Świdnickim, któremu swoim doświadczeniem miał pomagać Sławomir Drabik. Jako dyrygent tego wszystkiego, bodaj najbardziej utytułowany polski trener, Marek Cieślak. W teorii pomysł na drużynę kompletny i nie ma się co dziwić, że szybko Włókniarz zaczął być wymieniany jako faworyt do mistrzostwa. Niejeden kibic zaczynał już snuć piękne wizje o detronizacji po latach Fogo Unii Leszno. Początek sezonu jeszcze bardziej utwierdził wszystkich o potencjale lwów.

Pierwsze spotkanie i od razu przekonujące zwycięstwo z GKM-em Grudziądz, który przecież na początku sezonu też wymieniany był jako pretendent do play-off. W drugiej kolejce Eltrox Włókniarz dokonał prawdziwego nokautu na Falubazie i to jeszcze na ich torze, pokonując myszy prawie 30 pkt.! Któż wtedy w Częstochowie nie pomyślał „ależ my jesteśmy mocni”? Później była jeszcze wygrana na własnym torze ze Spartą Wrocław i komplet punktów po 3 kolejkach. Może to właśnie wtedy przyszło zbyt duże rozluźnienie. Na tym zakończył się piękny scenariusz Włókniarza rozjeżdżającego rywala za rywalem. Później przyszły zakrawające o humor z monty pythona obrazki z Gorzowa, gdzie najpierw zapaliła się rozdzielnia i zgasło światło, a później prezes Stali twierdził, że należy wbrew regulaminowi zaliczyć wynik dla jego drużyny. Coś jednak w ekipie Włókniarza się rozstroiło, bo na zmianę zaczęli zawodzić liderzy i biało-zieloni zaczęli tracić punkty w meczu za meczem. Najbardziej bolały porażki na własnym torze z częściowo otwartymi już wtedy trybunami. Przegrane pojedynki przy Olsztyńskiej z Lublinem, Lesznem i Zieloną Górą trzeba rozpatrywać jako kluczowe w braku awansu do „czwórki”. Wyjazdowe remisy z Grudziądzem i Wrocławiem czy zwycięstwo z Rybnikiem pozwalały cały czas trzymać się w czołówce.

Wtedy jeszcze cały czas były duże szanse na walkę o medale. Przyszedł jednak felerny mecz z Moje Bermudy Stalą Gorzów. Trudno nawet wytłumaczyć co się wtedy stało i jak bardzo źle wpłynęło to na postrzeganie Włókniarza, prezesa Michała Świącika i działaczy. Choć o tych wydarzeniach zostało powiedziane już wszystko to przypomnijmy… W tygodniu poprzedzającym mecz ze Stalą prezes po poprzednich nieudanych domowych pojedynkach postanowił wziąć sprawy we własne ręce i jak pochwalił się w mediach społecznościowych osobiście doglądać prac na torze przy Olsztyńskiej. Problem w tym, że na tor wbrew regulaminowi, bez zgłoszenia do władz żużlowych zostało dosypane wiele ton nawierzchni, która dodatkowo została zmoczona przez intensywne opady deszczu. To wszystko działo się kilka dni przed meczem i w normalnych warunkach tor powinien przeschnąć bez większych problemów. Nawierzchnia była jednak w opłakanym stanie, a mecz nie mógł się odbyć. Żeby jeszcze zwiększyć dramaturgię tamtych wydarzeń, jeszcze przed meczem wypowiedzenie złożył trener Marek Cieślak. Takiej kompromitacji w Częstochowie nie było od dawna. Za to wszystko klub został ukarany walkowerem, karą 200 tyś. zł, zawieszeniem licencji toru, a prezes nie może pojawić się parku maszyn przez kilka kolejnych miesięcy. Żeby spirala niekompetencji wśród ludzi odpowiadających za różne rzeczy z żużlem związane mogła być skończona należy przypomnieć jeszcze jeden fakt. W kolejnym tygodniu po meczu licencja toru została odwieszona i mogło się wydawać, że ostatni mecz kibice będą mogli obejrzeć w spokoju. Jednak na meczu z Rybnikiem mieliśmy powtórkę z rozrywki. Nawierzchnia wyglądała tak, że okoliczni rolnicy upraszali się o posadzenie ziemniaków. Mecz odwołano, licencję zawieszono, ale jako że tym razem nikt ton glinki nie dosypywał, to i kar żadnych nie było. Jakby absurdów było mało to ostatni mecz domowy Włókniarz odjechał… w Rybniku. Plus taki, że dla kibiców z Częstochowy rozgrywanie domowych pojedynków ok. 100 km od miasta to żadna nowość, co mogą potwierdzić fani Rakowa.

Nowym trenerem został Piotr Świderski i trzeba przyznać, że Eltrox Włókniarz pod jego batutą całkiem nieźle się pokazał. Jednak nawet zwycięstwa z Rybnikiem i Lublinem nie pomogły w wywalczeniu „czwórki”. Jedyny scenariusz dający play-off zakładał wyjazdowe zwycięstwo z Fogo Unią Leszno, a ten pomysł aktualny Mistrz Polski szybko Włókniarzowi z głowy wybił. Ostatecznie lwy zajęły 5 miejsce, choć trzeba przyznać, że różnice były niewielkie i ścisk w tabeli wyjątkowy. Między 2 a 6 pozycją wyklarowała się różnica zaledwie 2 oczek.

Tegorocznego sezonu Włókniarza nie można podsumować inaczej niż jako rozczarowujący. Nie chodzi już nawet o postawę stricte sportową, ale o całokształt. Po prostu patrząc na to co działo się z i wokół Włókniarza można było czuć się zawstydzonym. Zapomnijmy wszyscy o roku 2020 i czekajmy na kolejny… oby lepszy.

Skip to content