Dwusilnikowy samolot Piper PA-31 Navajo z 11 skoczkami spadochronowymi i pilotem na pokładzie, wystartował z podczęstochowskiego lotniska Rudniki około godziny 16:00. Wkrótce po starcie maszyna runęła na ziemię w niezabudowanym, zadrzewionym terenie w pobliżu miejscowości Topolów w gminie Mykanów, powiat częstochowski. Jedenaście osób zginęło na miejscu katastrofy. Jednego z pasażerów udało się uratować z wraku samolotu – 40-letni mężczyzna w ciężkim, ale stabilnym stanie został przewieziony helikopterem do jednego z częstochowskich szpitali przez Lotnicze Pogotowie Ratunkowe.
Po katastrofie dwusilnikowy samolot zapalił się. Na miejsce wysłano w sumie 16 zastępów straży pożarnej, która szybko ugasiła wrak. Obszar katastrofy leży w linii prostej około trzech kilometrów od lotniska w Rudnikach. Na miejscu były także trzy śmigłowce pogotowia ratowniczego. Według nieoficjalnych informacji, z rannym mężczyzną ratownikom udało się nawiązać kontakt.
Na razie nie wiadomo co mogło być przyczyną katastrofy. Na miejscu wypadku są już eksperci z Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Według nieoficjalnych informacji pochodzących od straży pożarnej, samolot mógł być przeładowany, co przy wysokiej temperaturze powietrza mogło doprowadzić do awarii silnika.
Samolotem, który rozbił się koło Częstochowy był Piper PA-31 Navajo, niedawno sprowadzony do Rudnik przez prywatną szkołę spadochronową. Szkoła na stronie internetowej informowała pod koniec maja o wykonaniu w Częstochowie pierwszych skoków ze swojej nowej, 10-miejscowej maszyny o tej nazwie.
To najpoważniejszy wypadek z udziałem samolotu, z którego wykonywano skoki spadochronowe, w ciągu ostatnich lat w Polsce.
zdj. Mariusz Rajek