walka w czworke

1816 rok w efekcie anomalii klimatycznych był rokiem bez lata w Europie. Rok 2015 wskutek szeregu niekorzystnych zdarzeń i absurdalnych przepisów może być rokiem bez żużla w Częstochowie. Decydujące dla jego losów mogą być najbliższe dni i tygodnie. Sytuacja wydaje się być szalenie skomplikowana, ponieważ oprócz trudności płynących ze strony władz polskiego żużla, trudno znaleźć nić porozumienia pomiędzy spółką, która nie otrzymała licencji a Stowarzyszeniem chcącym zgłosić drużynę do drugiej ligi. Do przecięcia tego węzła gordyjskiego zaraz może zabraknąć chętnych. Ale po kolei.

Punktem zapalnym sporu zdaje się być okołostadionowa giełda, a ściślej mówiąc środki finansowe płynące z niej od kupców. – Wszyscy w swoim myśleniu łączą działalność giełdy z żużlem, tymczasem to jest takie samo targowisko jak każde inne, np. rynek na Zawodziu. Na jej prowadzenie była przeprowadzona procedura konkursowa, którą wygrała Spółka CKM Włókniarz S.A., ale mógł do niej przystąpić każdy, zarówno podmiot zajmujący się żużlem, jak i czymkolwiek innym. W tej chwili sytuacja wygląda tak, że umowa na inkaso, bo tak to się formalnie nazywa, obowiązuje do końca 2015 roku. Tę sytuację również analizujemy na każdy możliwy sposób, bo żużlowi w Częstochowie trzeba pomóc, ale tylko zgodnie z przepisami i prawem – nakreśla sytuację Aleksander Wierny, naczelnik Wydziału Kultury i Sportu w częstochowskim magistracie.

O podjęcie szybkich kroków przez miejskie władze apelował na ostatniej sesji miejskiej rady Łukasz Banaś, członek Stowarzyszenia, do niedawna pełniący także funkcję wiceprezesa w spółce. na. – Z tego co wiem, po moim ostatnim wystąpieniu zaczęto prowadzić rozmowy, sprawdzane są kruczki prawne, regulaminowe i mamy nadzieję, że uda się znaleźć jakieś rozwiązanie. Nie wiem natomiast, czy będzie wola takiego rozwiązania ze strony spółki. Umowa obowiązuje do końca 2015 roku i nie wiem czy istnieje możliwość jej rozwiązania. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że w grę wchodzą tu niemałe pieniądze. Zawsze służyły one wspieraniu żużla, a teraz może być inaczej. Ktoś ma umowę, może się nią zasłonić i kręcić biznes przy żużlu, ale nie dla żużla. W spółce jeden próbuje zasłaniać się zarządem, drugi zasłania się poprzednim zarządem. Każdy próbuje się w jakiś sposób wymigać, ale gdyby naprawdę mieli dobrą wolę to jest kwestia spotkania się, przekazania umowy i stworzenia możliwości ogłoszenia przez magistrat kolejnego przetargu na zarządzanie giełdą. Stowarzyszenie wystartowałoby w tym przetargu i miałoby szansę go wygrać. Pytanie, czy osobom ze spółki zależy jeszcze na żużlu, czy już nie. Wkrótce powinniśmy poznać odpowiedź na to pytanie. – mówi Banaś, któremu odpowiada Dariusz Śleszyński, p. o. prezesa w spółce Włókniarz S.A. – Giełda jest elementem, który spółka CKM Włókniarz nabyła w ramach publicznych przetargów. Nie ma możliwości prawnej przekazania giełdy na zasadzie porozumienia między nami, Stowarzyszeniem, czy miastem. Środki z tzw. cegiełek od kupców, spółka systematycznie przekazuje na rzecz Stowarzyszenia. Jeżeli spółka dalej będzie zarządzała giełdą, to nic się w tej materii nie zmieni i te środki dalej będą przekazywane. Proszę pamiętać, że w ramach administrowania my też ponosimy pewne koszty związane z utrzymaniem czystości i porządku na terenie giełdy – mówi Dariusz Śleszyński.

Sternik spółki przypomina także, że odebranie giełdy obecnym zarządcom, nawet gdyby w jakiś sposób do niego doszło, skutkować będzie rozpisaniem nowego przetargu, który może wygrać podmiot nie związany z żużlem. – Może go wygrać MOSiR, albo zupełnie inny prywatny podmiot, który nie będzie na żużel przekazywał żadnych środków. Miasto prawnie w procedurze konkursowej nie jest w stanie zastrzec, że konkurs może wygrać tylko użytkownik stadionu żużlowego.

Kolejnym problemem dla Stowarzyszenia może być umowa dzierżawy stadionu, którą Urząd Miasta podpisał ze spółką w 2012 roku. Będzie ona obowiązywać jeszcze przez najbliższe… osiem lat! – Jest to faktycznie spory problem. Nikt nie spodziewał się, że potoczy się to w takim kierunku. Analizujemy tę sytuację w każdym możliwym wariancie, jesteśmy w ciągłym kontakcie z władzami Stowarzyszenia. W tej chwili nie możemy mówić jeszcze o wiążących rozwiązaniach, ponieważ zarówno urzędnicy, jak i prawnicy bardzo dokładnie tę sytuację analizują. Efekty musimy poznać dość szybko bo sytuacja jest paląca – mówi przedstawiciel częstochowskiego magistratu.

W wypadku startu drużyny w drugiej lidze, spółka bierze pod uwagę udostępnienie obiektu Stowarzyszeniu, ale nie zamierza rezygnować z zarządzania nim. – Do 2022 użytkownikiem stadionu jest spółka. Wynika to z umowy zawartej pomiędzy nią a miastem dwa lata temu. Spółka w ramach tej umowy poniosła koszty związane z uporządkowaniem giełdy i parkingu,o czym niektórzy zapominają. Zapominają także jak wyglądały te tereny przed uporządkowaniem, a jak wyglądają dziś. Spółka ponosząc te koszty wiedziała, że będzie zarządzać stadionem przez kolejne 10 lat. Oczywiście, że istnieje możliwość udostępnienia obiektu Stowarzyszeniu, to jest kwestia dogadania. Zresztą do tej pory większość imprez organizowanych przez Stowarzyszenie było pokrywane z kosztów ponoszonych przez spółkę. To ona zatrudniała toromistrza, to ona dawała sprzęt i opłacała trenera. Koszty związane z funkcjonowaniem okołostadionowym ponosiła spółka, a Stowarzyszenie z tego korzystało. Była pomiędzy nami pewnego rodzaju symbioza. Poza miastem, największym sponsorem Stowarzyszenia była spółka – odpowiada p. o. prezesa spółki.

Jeżeli kości niezgody związane z giełdą i użytkowaniem stadionu zostaną zasypane, na horyzoncie już wyłania się problem kolejny, być może najtrudniejszy do pokonania – otrzymanie licencji od Polskiego Związku Motorowego. W myśl przepisów podmiot chcący wystartować w lidze na obiekcie, gdzie uprzednio startowała drużyna, która nie otrzymała licencji wskutek zadłużenia względem zawodników, musi wziąć na siebie część zobowiązań, w przeciwnym wypadku czeka go minimum roczna karencja. – Ta kwestia jest ujęta w regulaminie licencyjnym, w paragrafie 4 ust 3. Mówi on o tym, iż klub który podaje do dyspozycji stadion w poprzednim sezonie użytkowanym przez klub, który ma niespłacone długi wobec zawodników, osób funkcyjnych etc. nie może uzyskać licencji, chyba, że przejmie zadłużenie poprzednika lub zawrze odpowiednie porozumienie z PZM. Ten przepis został wprowadzony kilka lat temu w związku z wcześniejszymi praktykami, kiedy niektóre kluby po nadmiernym zadłużeniu były stawiane w stan upadłości lub likwidacji i w ich miejsce powoływane nowe podmioty często o tożsamym składzie osobowym, które z czystym kontem finansowym uczestniczyły w rozgrywkach. Jeżeli stowarzyszenia z Gdańska i Częstochowy chcą uczestniczyć w rozgrywkach ligowych, a nie mogą lub nie chcą przejmować zadłużenia poprzedników to jednym regulaminowym sposobem jest zawarcie porozumienia z Polskim Związkiem Motorowym. Przepis nie zawiera regulacji w zakresie treści porozumienia, zatem jest tu pewne pole do negocjacji. Jednym z warunków PZM-otu raczej na pewno będzie przejęcie przynajmniej pewnej części zadłużenia poprzednika. Jeżeli Stowarzyszenie stanie na twardym stanowisku, że nie przejmuje żadnej części zadłużenia to tej licencji raczej na pewno nie otrzyma, i w konsekwencji nie będzie mogło przez rok startować w zawodach. Stowarzyszenie powinno zacząć rozmawiać z PZM-otem jak najszybciej, ponieważ z doświadczenia wiem, że takie negocjacje trwają dość długo. Argument, że Stowarzyszenie jest osobnym podmiotem, z osobnym KRS-em i działa na rynku dłużej od spółki powinnien mieć znaczenie dla uzyskania korzystniejszych warunków porozumienia, ale sam w sobie niczego nie załatwia. Nie liczyłbym na odstąpienie przez PZM z obowiązku spłaty choć pewnej części zadłużenia wobec zawodników. Mogę tylko dodać, że na pewno nikomu we władzach polskiego żużla nie zależy na tym, aby nie było w przyszłym roku ligowego żużla w Częstochowie. Do sprawy trzeba podejść elastycznie. Jeżeli Włókniarz zechciałby wystartować w zagranicznej lidze również potrzebuje do tego zgody rodzimego związku, chyba że całkowicie z niego wystąpi. Doszłoby wtedy do dość dziwnej sytuacji, bo tory na terytorium Rzeczpospolitej podlegają pod PZM. Nigdy z podobną sytuacją nie mieliśmy miejsca i trudno mi powiedzieć jakie były by uwarunkowanie formalno – prawne przedsięwzięcia. Czy PZM zgodziłby się na start np. w lidze czeskiej? Nie wiem. Ja osobiście chyba bym takiej zgody nie wydał. – mówi Łukasz Szmit, prawnik Polskiego Związku Motorowego.

W ostrzejszym tonie wypowiada się Ryszard Kowalski z Ekstraligi Żużlowej. – Włókniarz musi zawrzeć z Polskim Związkiem Motorowym porozumienie. Będzie on dążył do tego, aby zadłużenie było dalej regulowane przez następcę spółki. To, że Stowarzyszenie ma zupełnie inny KRS nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Przepisy są jednoznaczne i tak samo są stosowane względem klubów pierwszej i drugiej ligi. W takiej sytuacji był np. Rybnik i nie ma tu żadnego wyjątku. Bezboleśnie dla środowiska żużlowego w Częstochowie na pewno się to nie odbędzie. Nikt nie ma obowiązku startu w polskiej lidze.

Na takie rozwiązanie nie zgadza się prezes Stowarzyszenia CKM Włókniarz. – Póki ja będę prezesem, nie będę płacił za długi podmiotów trzecich. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś próbował obciążyć nas kosztami, ponieważ nie ja decydowałem jakich zawodników kontraktował Włókniarz S.A., nie miałem żadnego wglądu w ich finanse. Ponadto wszystkie władze polskiego żużla – PZM, GKSŻ i Enea Ekstraliga doskonale wiedzą o tym, że na przełomie lipca i sierpnia sygnalizowaliśmy chęć zgłoszenia juniorskiej drużyny do rozgrywek drugiej ligi w sezonie 2015. Nie powinno to być dla nikogo zaskoczeniem. Podstawą naszej działalności jest szkolenie i nie wyobrażam sobie, aby ze środków na ten cel spłacać długi obcych podmiotów. Będę to powtarzał jak mantrę, my jesteśmy osobnym podmiotem, który nigdy nie był powiązany ze spółką. Mogą to potwierdzić stosowne organa i urzędy w naszym mieście. Zmuszanie nas do regulowania czyichś długów w celu umożliwienia nam startów w drugiej lidze jest po prostu niemoralne. Nie powinno się porównywać nas do Rybnika, tam nowy podmiot powstał w momencie kiedy stary upadał. To są dwie różne sytuacje. Jeżeli ktoś u progu startów będzie chciał nas obaczyć kwotą 50 czy 100 tys. zł, nieważne jaką, to my się na to nie zgadzamy. To mogłoby spowodować nasze zadłużenie już na starcie, dlatego ja w takie układy nie wejdę, bo zwyczajnie nas na to nie stać. Ja nie wyobrażam sobie, jak w państwie prawa może być dopuszczalna taka odpowiedzialność finansowa. Jeśli jednak jakaś „mądra głowa” w Warszawie każe nam odpowiadać za długi spółki, to my w tej drugiej lidze nie wystartujemy. – stanowczo mówi o treści tego zapisu prezes Stowarzyszenia, Michał Świącik, który w tej sprawie na szczęście znajduje wspólny język z Dariuszem Śleszyńskim. – Jest to moralnie nieuzasadnione, ale wszystko wskazuje ma to, że PZM narzuci na Stowarzyszenie obowiązek spłaty części zaległości. Taki jest regulamin i chyba nic nie będzie dało się z tym zrobić. Nie ma żadnej instytucji, poza tym co sobie wymyślił PZM-ot, aby stowarzyszenie obciążać kosztami. Dłużnikiem zawodników, czy wszystkich innych kontrahentów jest spółka. Jest ona w trakcie postępowania upadłości układowej przed sądem i będzie chciała w rozsądnym zakresie uregulować wszystkie swoje zobowiązania zarówno terminowo jak i kwotowo, spłacić w 100 procentach kontrahentów związanych z tzw. „okołożużlem”. Ze środków, które spółka posiada na ten moment jest w stanie spłacić prawie wszystkich kontrahentów dostarczających media, wszystkich zawodników juniorskich i część seniorów. To nie jest tak, że spółka jest bankrutem i nie posiada żadnych środków finansowych i nie realizuje swoich zobowiązań. Najłatwiej jest kogoś opluć i powiedzieć, że jest złodziejem – mówi Śleszyński nawiązując do transparentów zawieszonych przez pewną grupę kibiców podczas Memoriału Idzikowskiego i Czernego będącego ostatnią imprezą żużlową w tym sezonie w naszym mieście. Istnieje uzasadnione podejrzenie, iż były one inspirowane przez byłych pracowników klubu, którzy w tym sezonie zostali zwolnieni. – W ramach restrukturyzacji zostało zwolnionych kilka osób, które były zbędne dla klubu i nie wypełniały swoich obowiązków. Osoby związane z działem marketingu, które były odpowiedzialne m.in. za organizację tegorocznej rundy eliminacyjnej do Grand Prix wykazały się tak dalece posuniętą nieudolnością, że klub poniósł stratę na tej imprezie rzędu 100 tys. zł. Straciliśmy w dodatku te pieniądze w momencie dla klubu bardzo trudnym. Ówczesny dział marketingu nie zrobił nic, aby ta impreza choć zbilansowała się kosztowo. Jeżeli porównamy to z imprezą SEC organizowaną we wrześniu już przez nową ekipę to wypadła ona o niebo lepiej. Może nie było wielkiej frekwencji, ale impreza przyniosła klubowi dochód. Poprzedni dział marketingu po prostu lekceważył swoje obowiązki. Ci pracownicy wnieśli nieuzasadnione roszczenia w Sądzie Pracy, zawsze zwolniony pracownik będzie niezadowolony. Wokół klubu narosło wiele zawiści, która powoduje negatywną atmosferę. Tamte osoby też są odpowiedzialne za sytuację, która obecnie jest w klubie, a teraz z perspektywy trybun plują na zarząd.

Jeśli władze polskiego żużla pozostałyby jednak nieugięte w swej interpretacji przepisów licencyjnych, we Włókniarzu przygotowali „Plan B”, którym są ewentualne starty w lidze… czeskiej lub niemieckiej, a może nawet w obu naraz. Problem w tym, że do zastosowania takiego wariantu nadal konieczna jest zgoda… Polskiego Związku Motorowego. – Jeżeli Włókniarz zechciałby wystartować w zagranicznej lidze również potrzebuje do tego zgody rodzimego związku, chyba że całkowicie z niego wystąpi. Doszłoby wtedy do dość dziwnej sytuacji, bo tory na terytorium Rzeczpospolitej podlegają pod PZM. Nigdy z podobną sytuacją nie mieliśmy miejsca. Czy PZM zgodziłby się na start np. w lidze czeskiej? Nie wiem. Ja osobiście chyba bym takiej zgody nie wydał – komentuje Łukasz Szmit.

Do końca w taki scenariusz nie wierzy również Łukasz Banaś. – Ja to traktuję trochę jak taki straszak na władze polskiego żużla, które powinny pójść po rozum do głowy. Stowarzyszenie niemalże od 1946 roku zgłasza drużyny do różnych rozgrywek, w ostatnich latach były to rozgrywki młodzieżowe. Nie jest ono nowym tworem, funkcjonuje od wielu lat. Jeśli jednak faktycznie się okaże, że Stowarzyszenie miałoby spłacać jakieś długi spółki, absolutnie nie będzie tego robić. Wówczas wystartowanie na rok, czy nawet dwa np. w lidze czeskiej będzie dobrym rozwiązaniem. Ten czas przyda się też na to, aby opadła zła atmosfera wokół tego co działo się w częstochowskim żużlu w ostatnim czasie. Cały czas jednak wierzę, że władze Polskiego Związku Motorowego podejdą do tematu rozsądnie. Na początku grudnia wszystko powinno być wiadomo, wtedy upływa czas ubiegania się o licencje do polskich lig żużlowych.

W świetle wyżej wspomnianych problemów, nieporównanie mniejszym i odległym wydaje się ewentualna utrata środków z tytułu promocji miasta poprzez sport. Te w ramach uchwały przysługują tylko zespołom występującym w ekstraklasie i pokazywanym przez telewizję. Jeśli jednak drużynie uda się wystartować w drugiej lidze, będzie mogła liczyć na środki z innej puli. – Jest coś takiego, co kolokwialnie nazywa się sportem kwalifikowanym. Jest to przeznaczone dla podmiotów, które występują co najmniej w drugiej lidze. To jest źródło, z którego spokojnie będzie mógł czerpać Włókniarz Częstochowa. Do zagospodarowania będą także środki na szkolenie dzieci i młodzieży. Trzeba doprowadzić do reanimacji żużla w naszym mieście. Na razie czekamy, ale decyzje muszą zostać podjęte stosunkowo szybko – poinformował przedstawiciel Urzędu Miasta.

Spółka dziś jest objęta postępowaniem upadłościowym z układem. Jej władze nie wykluczają jednak prowadzenia dalszej działalności. – Będziemy chcieli w przyszłym roku organizować imprezy masowe. Jest to piękny obiekt, bardzo dobrze przygotowany i nie chcemy aby on niszczał. Są różnie możliwości – mówi tajemniczo. Nie pozostaje nic innego jak kibicować władzom Stowarzyszenia w walce o licencję. To będzie pierwsza próba wyjścia z wirażu, na którym znalazł się Włókniarz. W przeciwnym razie z żużlem w Częstochowie w roku 2015 może być jak z latem w północnej Europie 199 lat wcześniej…

Mariusz Rajek / zdj. Grzegorz Przygodziński

Skip to content